"Reżim na pewno eroduje. Rosja się stacza, zarówno technologicznie, jak i ekonomicznie, ale się nie załamuje. Sankcje nie doprowadziły do załamania rosyjskiej gospodarki. Co więcej, wywołały ogromny wstrząs ekonomiczny w Unii Europejskiej. To na pewno początek końca, ale ciężko jednoznacznie stwierdzić, kiedy ten koniec nastąpi" - mówiła w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador RP w Moskwie i dyrektor Instytutu Strategie 2050.

Szef rosyjskiego MON-u Siergiej Szojgu poinformował, że w ramach częściowej mobilizacji na front w Ukrainie trafi 300 tysięcy osób. Gość Marka Tejchmana zapewnił, że "nie ma mowy o częściowej mobilizacji".

Rosjanie chcą zmobilizować dużo osób. Problem nie jest jednak w ilości, tylko w zdolności do wytrenowania tych ludzi i wysłania ich na front w jakimkolwiek innym formacie, niż mięso armatnie. Dane podawane przez Siergieja Szojgu to kompletnie PR-owska operacja. Nie ma częściowej mobilizacji. Jest mobilizacja - podkreśliła Pełczyńska-Nałęcz.

Była ambasador RP w Moskwie powiedziała, że Rosjanie cały czas chcą podporządkować sobie całą Ukrainę.

Wychodzą z takiego założenia, że Ukraina będzie albo niczyja i w ogóle nieistniejąca, albo nasza. Dziś zmagają się jednak z czymś innym - serią porażek. Władimir Putin musi pokazać swoim obywatelom i najbliższemu otoczeniu, że jest w stanie przejąć inicjatywę i pójść do przodu - mówiła dyrektor Instytutu Strategie 2050.

"Nie możemy wykluczać użycia przez Rosję broni nuklearnej"

Rosyjscy politycy regularnie grożą użyciem broni nuklearnej. Pełczyńska-Nałęcz podkreśla, że to forma ciągłego szantażu.

Nie możemy wykluczać użycia przez Rosję broni nuklearnej, ale prawdopodobieństwo wydaje się bardzo małe. Gdyby to się miało zdarzyć, to najprawdopodobniej na Ukrainie. Rosjanie użyliby nie strategicznej, a taktycznej bomby nuklearnej, o bardzo małym zasięgu. Byłoby to przesłanie do Stanów Zjednoczonych - mówiła.

Rosja mówi: jeśli będziecie pomagać Ukrainie to przekroczymy tę czerwoną linię i wszyscy zginiecie. Za tym szantażem kryje się nadzieja, że Europa i Stany Zjednoczone się przestraszą, przestaną pomagać i wtedy Rosjanie wezmą Ukrainę pod kontrolę - mówiła dyrektor Instytutu Strategie 2050.

Rosja przegra, kiedy reżim upadnie

Pełczyńska-Nałęcz na pytanie, czy Rosja może przegrać tę wojnę, odpowiedziała, że będzie to miało miejsce wtedy, kiedy upadnie władza Władimira Putina.

Wyobrażam sobie sytuację, w której Ukraińcy odnoszą dalsze sukcesy na froncie. Efekt mobilizacji, o ile w ogóle, pojawi się dopiero na wiosnę. Rosjanie stracili bardzo dużą część profesjonalnej siły wojskowej. Jest problem, kto ma szkolić rezerwistów. Ukraińcy mają czas do wiosny i wydaje mi się, że pójdą do przodu. Prawdziwa porażka Rosji będzie możliwa wtedy, kiedy reżim imploduje, przestanie funkcjonować. Wtedy będzie koniec wojny. Inny koniec trudno sobie wyobrazić - dodała.

Reżim na pewno eroduje. Rosja się stacza, zarówno technologicznie, jak i ekonomicznie, ale się nie załamuje. Sankcje nie doprowadziły do załamania rosyjskiej gospodarki. Co więcej, wywołały ogromny wstrząs ekonomiczny w Unii Europejskiej. To na pewno początek końca, ale ciężko jednoznacznie stwierdzić, kiedy ten koniec nastąpi - podsumowała Pełczyńska-Nałęcz.

W Rosji rośnie opresja

Gość Marka Tejchmana podkreślił, że Rosja staje się krajem coraz bardziej opresyjnym.

Reżim może stłamsić społeczeństwo. Widać to po Białorusinach, którzy chcieli pozbyć się tyrana. Rosja staje się krajem coraz bardziej opresyjnym. Przed mobilizacją zmieniono Kodeks karny. Bardzo wysokie kary przewidziane są dla dezerterów, tych, którzy dobrowolnie oddadzą się do niewoli lub będą unikali poborów. Putin wie, że większość ludzi jest przeciwko mobilizacji i dlatego w Rosji rośnie opresja - zauważyła była ambasador RP w Moskwie.

Pełczyńska-Nałęcz: Ta wojna wkroczyła już do rosyjskich domów

Rosja to jest taki militarny paratotalitaryzm. Bo jednak to nie jest tak, że to państwo już jest w każdym ździebełku życia ludzkiego. Do momentu mobilizacji działania władz były właściwie takie odsuwające większość społeczeństwa od polityki. Propaganda mówiła: my tu sobie toczymy jakąś "specjalną operację", a wy żyjecie jakby nigdy nic. W momencie ogłoszenia mobilizacji to się zmieniło. Ta wojna wkroczyła do domów. Dziś ludzie dostają wezwania - mężowie, ojcowie, synowie już dziś trafiają we wszystkich regionach Federacji Rosyjskiej do poboru - mówiła w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador RP w Moskwie i dyrektor Instytutu Strategie 2050.

Była ambasador Polski w Moskwie przytaczała ostatnie badania rosyjskiej opinii publicznej. 48 proc. powiedziało, że jest przeciwko mobilizacji. Wiadomo, te badania są obarczone błędem. 22 proc. było za. Wiemy, że bardzo dużo Rosjan, głównie mężczyzn, wyjeżdża. Są niesamowite korki właściwie wszędzie - i na granicy Buriacji, i Mongolii. Czyli we wszystkich możliwych kierunkach. Przez Osetię do Gruzji, wszystkie bilety samolotowe zostały wykupione - mówiła Pełczyńska-Nałęcz.

Widać, że jest naprawdę całkiem sporo Rosjan, którzy absolutnie nie chcą iść do armii. Ale to jest liczny naród, tak więc ciągle zostanie wystarczająco wielu, których będzie można do tego poboru wziąć. Oczywiście zdecydowana większość nie chce mobilizacji i nie chce iść na wojnę. Rosjanie na kanapie, przed telewizorem byli gotowi walczyć, ale na froncie w zdecydowanej większości nie chcą - dodała.

Ale nie chcą też walczyć o wolność? Walka o wolność w Rosji jest dziś obarczona ogromnym ryzykiem. To oznacza, że właściwie wychodzi się na protesty i można dostać wieloletni wyrok więzienia. Taki wyrok można dostać w ogóle za jakiś wpis na Facebooku sprzed kilku lat. W związku z tym, to jest przeogromne ryzyko. I też trzeba przyznać, że Rosjanie nie mają tradycji takiego oddolnego zrzeszania się i działania przeciwko władzy. Panuje raczej takie przekonanie, że władza jest wszechogarniająca, ma wpływ totalny i ta marna jednostka wobec władzy nie znaczy nic - tłumaczyła dyrektor Instytutu Strategie 2050.

Trwa wojna ekonomiczna

Pełczyńska była też pytana o to, czy Rosja ma szansę coś ugrać stosując gazowy szantaż w Europie.

Wojna ekonomiczna, bo to nie jest tylko wojna energetyczna, trwa. Rosja walczy tym, co ma, czyli przede wszystkim gazem, bo uzależnienie od gazu jest najgorsze ze względu na to, że nie jest tak łatwo przestawić te wszystkie rury na inne kierunki. A dochód budżetu rosyjskiego jest przede wszystkim z ropy - mówiła ekspertka.

W związku z tym Komisja Europejska, Europa jako całość próbuje uderzyć przede wszystkim ropą. Wiemy, że do końca tego roku ma się skończyć import ropy z Rosji. A Rosja uderza gazem, czyli zakręca kurki. I próbuje spowodować rzeczywiście podziały w Unii Europejskiej. I te podziały w UE są. To są podziały zarówno pomiędzy krajami, jak i wewnątrz krajów. Trzeba przyznać, że to rosyjskie uderzenie jest mocne. Ono kosztuje nas dziś bardzo dużo. Ja mam takie przekonanie, że niezależnie od tego jak Putin gra, to jest on jednak mistrzem jednoczenia Europy. Podziały są i za każdym razem jak Europa zaczyna się rozszczelniać, to Putin robi coś takiego, że znowu wszyscy są razem - dodała.