Jest więcej pieniędzy w budżecie, rząd ma je wydać na drogi, kolej, wodociągi i kanalizację, policję, służbę zdrowia, potrzeby niepełnosprawnych, rolnictwo i premie dla urzędników. Według premiera, powody tego budżetowego sukcesu to dobry stan gospodarki i zwiększenie skuteczności ściągania podatków. Szef rządu nie wspomina o jeszcze jednej przyczynie, która drenuje nasze kieszenie.

W tym roku, według założeń budżetowych, państwo miało mieć osiemdziesiąt miliardów złotych deficytu. Teraz okazuje się, że dochody będą wyższe o podobną sumę, więc budżet mógłby w tym roku wyjść na zero i dodatkowo nas nie zadłużać, ale rząd postanowił mniej więcej połowę tych ekstra pieniędzy wydać.

Najwięcej, ponad 10 mld złotych ma być przeznaczonych na budowę dróg i kolei. Cztery miliardy mają trafić do kas samorządów, w szczególności mają wspierać rozbudowę sieci wodociągów i kanalizacji. Ponad 2 miliardy to wydatki na policję, a także straż graniczną i pożarną. Miliard pójść ma na służbę zdrowia, w tym na wynagrodzenia. 800 milionów złotych ma trafić na państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Będą też premie dla - jak mówił premier - "zaangażowanych" pracowników budżetówki. Tu premier nie podał kosztów, ale można szacować, że to około pół mld złotych. Podobne pieniądze mają być przeznaczone na potrzeby rolnictwa.

W sumie te wszystkie wydatki to niespełna 20 miliardów złotych. Na co ma pójść drugie 20 miliardów?

Wyjaśnienie premiera brzmi mało konkretnie. Jak mówił, to "wiele mniejszych pozycji, których nie chcę teraz przywoływać, jak te związane z kulturą, z dobrami kultury, wsparciem różnego rodzaju działań społecznych, kulturalnych i wiele, wiele innych".

Skąd się zatem wzięły te dodatkowe pieniądze? Premier wskazuje, że wzrost gospodarki w tym roku będzie większy niż planowano. Budżet zakładał 4 proc wzrostu PKB w 2021 roku, a ma być - jak mówi premier - 4,8 proc. do 4,9 proc. Ale to tylko kilka miliardów więcej w budżecie, skąd reszta?

Szef rządu twierdzi, że to zasługa rządu. To wymaga pieczołowitości, wymaga gospodarności, to wymaga efektywności, to wymaga dziesiątek, setek działań, które wdrażamy niemalże co tydzień - mówi Mateusz Morawiecki sugerując, że więcej pieniędzy w budżecie to efekt skuteczniejszego ściągania podatków.

Rzeczywiście rząd poczynił ostrożne założenia na ten rok, a konsumpcja odradza się energicznie. Faktycznie stosuje też np. nowe metody płatności VAT, które pozwalają lepiej kontrolować wpływy z tego, zdecydowanie najważniejszego dla budżetu podatku. Ale ekonomista Mateusz Morawiecki nie wymienił jeszcze jednej przyczyny: inflacji. To ona sprawia, że przy cenach rosnących dwa razy szybciej niż zakładano, podatków spływa znacznie więcej, podczas gdy zaplanowane z góry wydatki są sztywne.

W ten właśnie sposób, rząd ściągnął z nas część dodatkowych miliardów, które teraz rozdaje.