Cena ropy dziś się załamała. Spadek notowań najważniejszego surowca to już ponad 5 proc. Po kilku tygodniach wzrostów, które poprzedziły to załamanie, wciąż jeszcze daleko do ceny z początku lata, ale jeśli tak dalej pójdzie, to pewnie pojawią się żarty, że to światowe ceny ropy dostosowały się w końcu do... cenników na polskich stacjach paliw.

Taki pięcioprocentowy spadek to rzadkość, a cena ropy wraca do poziomu sprzed ponad miesiąca. Jeszcze tydzień temu baryłka ropy w Londynie kosztowała 95 dolarów, jeszcze w południe ponad 90, a wieczorem naszego czasu spadła nawet poniżej 86 dolarów.

Rosja i Arabia Saudyjska powtarzają, że będą działać na rzecz utrzymania cen, a te dwa najważniejsze wśród eksporterów ropy kraje współdziałają na tym polu, uzgadniając cięcia w wydobyciu. Jednak inwestorzy wolą wyprzedawać ropę, bo zakładają, że w nadchodzących miesiącach świat będzie jej potrzebował mniej, niż się wydawało. 

Świadczą o tym kolejne sygnały gospodarczego osłabienia, a jednocześnie wiele wskazuje na to, że - inaczej niż w Polsce - nie będzie na świecie obniżek stóp procentowych, więc trudniej będzie gospodarki rozruszać. Za bezpośredni powód i sygnał do wyprzedaży uważa się przede wszystkim nieoczekiwane dane o spadku sprzedaży paliw w USA. Trudno natomiast ocenić, jakie znaczenie dla światowych inwestorów mają coraz wyraźniejsze sygnały kłopotów z dalszym finansowaniem wojny prowadzonej z Rosją przez Ukrainę.

Taniejąca ropa to dobre wieści dla tych polskich kierowców, którzy obawiają się, że po wyborach ceny w kraju wrócą do wcześniejszej zależności od cen światowych. Gdyby ta zależność działała jak zwykle, to litr paliwa musiałby kosztować według szacunków ekspertów, nie poniżej sześciu, ale sporo powyżej siedmiu złotych. 

Ta zależność w ostatnich tygodniach się rozpłynęła. Za sprawą polityki cenowej dominującego na krajowym rynku koncernu Orlen ceny paliw w Polsce spadły, mimo znacznego wzrostu cen na świecie. Według rządu i koncernu Orlen ten fenomen to efekt rozwoju firmy i jej umiarkowanej, przyjaznej klientom polityki cenowej. Według opozycji i części ekspertów to rynkowa manipulacja, która ma ugłaskać Polaków przed wyborami i wpłynąć na obniżenie wskaźników inflacji.   

Jeśli spadek cen ropy będzie postępował, spadną też koszty produkcji paliw, a tym samym wspomniany fenomen na polskich stacjach stanie się mniej "fenomenalny". Mniej prawdopodobne będzie, że zabraknie u nas paliwa, które na dłuższą metę nie może być znacznie tańsze u nas niż u sąsiadów z Unii. To również dobre wieści dla sprzedawców paliw w Polsce, w tym dla Orlenu, który według szacunków zewnętrznych ekspertów słono płaci za "politykę 5,99". Dla kierowców oznacza to, że oddala się zagrożenie ewentualnymi bardzo dotkliwymi podwyżkami na stacjach po wyborach.