Ostatnie sondaże wskazują na znaczny spadek poparcia dla Zjednoczonej Prawicy. Przyczyny nie są znane, ale powodem najpewniej są rosnące ceny. Drożyzna uderza najmocniej w "zwykłych ludzi", więc może sprawić, że to co było siłą obozu pod wodzą Jarosława Kaczyńskiego, stanie się jego ciężarem.

Krajobraz polityczny w naszym kraju od dawna wydaje się być spokojny jak mazowieckie równiny. Obóz Jarosława Kaczyńskiego ma w sondażach bezpieczną przewagę, która w razie wyborów gwarantowałaby jej przedłużenie rządów. Podzielona opozycja to zyskuje, to traci, ale nie jest w stanie zagrozić dominacji PiS. 

W ostatnim badaniu jednak coś się zmieniło. PiS traci aż 7 pkt.. Można zlekceważyć ten spadek i złożyć go na karb jesiennych zmian nastroju, bo niemal dokładnie przed rokiem sondaże też wykazały podobne tąpnięcie. Można również kojarzyć ten spadek z nasilającym się konfliktem władz z Unią Europejską, bo Polacy są w zdecydowanej większości zwolennikami Unii, ale temperatura uczuć do Brukseli w przypadku sympatyków Zjednoczonej Prawicy jest znacznie niższa, zaś zapewnienia rządzących, że chodzi o godność i suwerenność Polski, a nie chęć opuszczenia Unii, są zapewne dobrze skrojone do potrzeb tego elektoratu.

Dlatego też domyślam się, że przyczyną spadku poparcia Zjednoczonej Prawicy są wzrosty cen. Co prawda, ceny rosną już od jakiegoś czasu, ale po pierwsze: w październiku jeszcze bardziej przyspieszyły, a po drugie inflacja stała się wreszcie ważnym tematem dla mediów, które przestały łykać opowieść o chwilowym tylko wzroście cen. 

Dla słabo zarabiającej większości Polaków, wydających znaczniejszą część dochodów na żywność, rachunki za energię i paliwo, inflacja wyliczona przez GUS jako siedmioprocentowa, w rzeczywistości oznacza znaczniejszy wzrost wydatków na życie. 

Według statystyk dotyczących politycznych preferencji Polaków, zwolennicy rządzących to w dużej mierze emeryci, ludzie gorzej zarabiający, z miasteczek i wsi, którzy w okresie rządów PiS odczuli korzyści z wyższych dochodów i wzrostu świadczeń. Inflacja zjada jednak teraz wzrost emerytur i wręcz pożera wartość 500 plus. 

Do tej pory rządzący wskazywali na tempo wzrostu wynagrodzeń, które według danych GUS nadal jest wyższe niż inflacja, Kłopot w tym, że połowa pracowników nie otrzymała w ostatnim roku podwyżki, a dane GUS o płacach i tak nie obejmują firm zatrudniających kilku pracowników. Ponadto podwyżki cen paliw i nawozów mogły mocno przestraszyć rolników, którzy również stanowią w dużej mierze wyborcze zaplecze rządzących. 

Zaryzykuję twierdzenie, że przedłużające się wzrosty cen mogą wręcz stać się powodem upadku obecnej ekipy. Zobaczymy, czy rządzący podzielają taką diagnozę, czy liczą się z możliwością dalszych wzrostów cen i czy w związku z tym podejmą nie propagandowe, lecz realne działania, które mogłyby ratować ich prospołeczny wizerunek i wynikające z tego poparcie.