Pies owinięty wokół nogi człowieka. Przytula się do niej jak do zbawienia. Właśnie wysiadł z łodzi i patrzy nieprzytomnie, jakby nie wierzył, że żyje. To pierwszy kawałek lądu, jaki od dwóch dni czuje pod łapami. Stało się coś, czego nie mógł przewidzieć i nigdy wcześniej nie widział. Znikąd pojawiła się wielka woda. Podstępnie wdarła się między domy i zaczęła piąć się w górę. Najpierw wtargnęła do korytarza, gdzie stały miski z suchą karmą, potem podeszła pod parapety okien. W końcu sięgnęła dachów, na których schronili się ludzie. Pies ocalał dzięki tratwie z kawałka deski. Teraz jest bezpieczny, ale jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. Trzęsie się z zimna i kurczowo trzyma nogi ratownika.

Zdarzają się cezury, gdy przekraczana jest ważna granica. Wysadzenie tamy w Nowej Kachowce jest jedną z nich. W napisanej dotąd historii tej wojny to przecinek postawiony z rozmachem przez Rosjan. Jest większy od dużej litery. Ma istotniejsze znaczenie niż niejedno słowo. To ekozbrodnia - ekoterroryzm. Gwałt popełniony na naturze i ludziach. Grozy dodaje fakt, że wśród zalanych przez Dniepr miejscowości jest wiele takich, które znajdowały się pod rosyjską okupacją. 

Ludzie ubierają dmuchane kamizelki i wsiadają do gumowych pontonów. Jeśli niektórzy z nich zgadzali się z Putinem, teraz przeklinają go wniebogłosy. Woda zabrała im wszystko. Stracili domy. Ukraińscy obrońcy zrzucają im z dronów butelki pitnej wody.

Otwarte gardło tamy połyka miliony litrów Dniepru na sekundę. Rzeka zalewa miejscowości po obu jej stronach bez względu na politykę. Topi te pod panowaniem Kijowa i tymczasowo okupowane przez Rosjan. To w Europie największa katastrofa ekologiczna tego stulecia. Usuwanie jej skutków może zająć nawet dziesięć lat. Odbudowanie tamy tyle samo. 

Woda porwała w dół rzeki także miny, które podłożono w jednym tylko celu. Gdy zapora stała, wiadomo było, gdzie są - pola skrupulatnie zaznaczono na mapach. Ale teraz min nie ma. Będą eksplodować, zderzając się ze sobą lub uderzając o napotkane przeszkody. Po opadnięciu wody, pokryte mułem, upomną się o niejedno życie.

Nie ma niezbitych dowodów na to, kto wysadził tamę w powietrze - obie strony nawzajem oskarżają się o zniszczenie Nowej Kachowki. Ale są w sieci filmy, na których rosyjscy żołnierze, nie bacząc na tajemnicę wojskową, otwarcie mówią o podłożeniu na przęsłach materiałów wybuchowych. 

Elektrownia była w rękach agresora od marca 2022 roku. Drogą prowadzącą po kręgosłupie zapory miały przejechać ukraińskie wojska w podczas nadchodzącej kontrofensywy. Zniszczenie obiektu leżało w interesie Moskwy. Utrudniałoby bowiem przemieszczanie się ukraińskiej armii. Propagandyści z kremlowskiej telewizji już mówią o wysadzeniu tamy w pobliżu Kijowa. To ich zdaniem byłoby gorsze od bomby atomowej.

Są jak biblijna plaga. Będą zabijać, gwałcić i topić. Otwarli żyłę Dniepru i cynicznie patrzą, jak rzeka się wykrwawia. Potem zatańczą kazaczoka przy ogniskach i zmienią onuce popijając samogonem. 

A jak im się znudzi, pośpią się w lisich norach i pod mostami, które cudem jeszcze stoją. Oto druga armia świata. Troglodyci bez refleksji. Bandyci w mundurach. Nie chcę udawać Kasandry w krótkich spodenkach, ale jeśli Rosjanie zaczęli wysadzać tamy na Dnieprze, czy jakiemuś oficerkowi w nuklearnym silosie na Syberii zadrży ręka nad dużym czerwonym guzikiem? Wasilij Archipow zapobiegł kiedyś wojnie atomowej, nie odpalając torped podczas kryzysu kubańskiego. Ale kiedyś to nie teraz.