Jak to jest, że nie boimy się zalewu chińskich produktów, a boimy się kanadyjskich? - pyta w rozmowie z Interią europosłanka PO Danuta Hübner. Wyliczając korzyści płynące z umowy handlowej UE z Kanadą (CETA), podkreśla, że jest ona szczególnie ważna z punktu widzenia Polski. Z Danutą Hübner rozmawia Agnieszka Waś-Turecka.

Jak to jest, że nie boimy się zalewu chińskich produktów, a boimy się kanadyjskich? - pyta w rozmowie z Interią europosłanka PO Danuta Hübner. Wyliczając korzyści płynące z umowy handlowej UE z Kanadą (CETA), podkreśla, że jest ona szczególnie ważna z punktu widzenia Polski. Z Danutą Hübner rozmawia Agnieszka Waś-Turecka.
Danuta Hübner / Wiktor Dąbkowski /PAP

>>>INTERIA PRZEŚWIETLA CETA. ZOBACZ WIĘCEJ<<<

Agnieszka Waś-Turecka. Interia: Będzie pani głosowała za przyjęciem przez Parlament Europejski umowy CETA?

Prof. Danuta Hübner, przewodnicząca Komisji Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego, była komisarz ds. polityki regionalnej, była minister ds. europejskich: Tak. Podobnie pewnie jak większość izby.

Jak by pani w żołnierskich słowach przekonała Polaków do tej umowy? Jakie korzyści nam przyniesie?

- CETA jest umową handlową z partnerem, którego dobrze znamy, z którym podzielamy wspólne wartości, troskę o środowisko naturalne, wysoką jakość usług publicznych.

- Mówimy o umowie, której wejście w życie przynosi likwidacje 98 proc. ceł na produkty eksportowane z Europy do Kanady, o dostępie do rynku zamówień publicznych na wszystkich poziomach, od lokalnego po federalny. Mówimy o otwarciu rynku kanadyjskiego na usługi z Europy.

- Polska i Kanada mają bardzo bliskie dwustronne stosunki, obejmujące nie tylko wymianę handlową i inwestycyjną, ale też współpracę naukową i studencką. W 2015 roku wartość polskiego eksportu do Kanady siedmiokrotnie przekraczała wartość importu. Likwidacja niemal wszystkich ceł na polskie produkty eksportowane do Kanady może wyzwolić dalszą ekspansję eksportową.

- Polska ma ogromny potencjał rozwojowy, jeśli chodzi o korzyści płynące z handlu zagranicznego, którego niestety nie wykorzystujemy. Ta umowa jest źródłem takich korzyści. 

A co z masowymi protestami społecznymi przeciwko CETA?

Ta umowa jest dużo ważniejsza dla gospodarek mniej otwartych na świat. W Europie zachodniej ruchy obywatelskie zajmujące się CETA czy TTIP mają zupełnie inne znaczenie niż u nas. Na przykład w Niemczech można zrozumieć tego typu myślenie, ponieważ gospodarka naszego zachodniego sąsiada przez dziesiątki lat bazowała na eksporcie i budowała swoją konkurencyjność w oparciu o otwartość. My takiego okresu nie mieliśmy. To jest ciągle przed nami. Dla nas ogólnie umowy handlowe są niesłychanie istotne, ponieważ otwierają nam nowe możliwości wejścia na rynek globalny. Chronią także naszych producentów i pozwalają na utrzymanie wysokich standardów bezpieczeństwa żywności...

Tymczasem m.in. pod adresem CETA i TTIP wysuwane są zarzuty, że te standardy obniżą; że będą prowadzić do harmonizacji przepisów poprzez równanie w dół.

Tak mogło być podczas negocjacji, gdy te przepisy nie były jeszcze dookreślone, ale dziś wiemy już, że w umowie chodzi przede wszystkim właśnie o nienaruszalność standardów. Dziwi mnie rezerwa Polaków wobec umowy właśnie z Kanadą. Wydaje mi się, że na świecie nie ma drugiego kraju, który byłby tak przyjazny wobec świata zewnętrznego i imigrantów, tak bliski Europie jeśli chodzi o model społeczny. Kanada ma podobny stosunek do decentralizacji państwa, do systemu zamówień publicznych, jej rynek jest otwarty na żywność przetworzoną, w której to dziedzinie Europa jest bardzo konkurencyjna. Dlatego ten rynek jest dla nas naprawdę bardzo ciekawy.

A jak by pani uspokoiła polskich rolników, którzy obawiają się koncentracji gospodarstw?

Zawsze się waham, mówiąc o rolnictwie, ponieważ nie zajmuję się tą dziedziną. Ale wsłuchuję się w argumenty ludzi, którzy się na tym znają. I pada teza, że dużo osób się boi, ale nikt tych obaw nie konkretyzuje. Co więcej - eksperci podkreślają ogromną przewagę konkurencyjną Europy na rynku najbardziej przyszłościowym, czyli produktów przetworzonych. Pamiętajmy też, że w czasie gdy my negocjowaliśmy z takimi oporami umowę CETA, Chińczycy bardziej niż podwoili swój dochód narodowy. Tzn. świat się rozwija. Jak to jest, że nie boimy się zalewu chińskich produktów, a boimy się kanadyjskich? Chiny wraz ze wzrostem gospodarczym są coraz bardziej ekspansywne, pomaga im także relatywna słabość ich waluty. Jak to jest, że protestujemy w przypadku partnera, który podziela nasze wartości, a jednocześnie kupujemy od krajów, które nie przestrzegają standardów?

W temacie łamania prawa: co z systemem arbitrażowego rozstrzygania sporów na linii inwestor-państwo ISDS?

Zastanawia mnie fakt, że przy tego typu zarzutach myśli się tylko w jedną stronę - jakaś firma, która zgodnie z tą umową musi spełnić całą masę warunków, może przyjść do Polski i zaskarżyć politykę rządu, jako coś, co podcina jej interesy handlowe. Ale nie myślimy o tym, że w takiej samej sytuacji, prawdopodobnie dużo częściej, mogą znaleźć się polskie firmy, które będą chciały prowadzić działalność w Kanadzie. Pamiętajmy, że ten system chroni również polskiego inwestora, który niejednokrotnie będzie dopiero uczył się zasad handlu międzynarodowego i w związku z tym może być na słabszej pozycji. Trybunał będzie się składał z trzech grup prawników - 5 wybranych przez UE, 5 przez Kanadę i 5 przez kraje trzecie. System wyboru arbitrów jest bardzo europejski, bardzo otwarty. Zgłoszenia wysuwają wszystkie kraje, a jednym z kryteriów jest reprezentacja geograficzna, czyli możemy być pewni, że będzie ktoś z Europy środkowo-wschodniej. I co robi Polska? Zamiast zastanawiać się, jak zbudować front poparcia dla polskiego kandydata, narzeka, że miejsce dla Polaka nie zostało zarezerwowane. Albo proponujemy, żeby sąd składał się z trzech grup po 28 prawników. Przecież to byłby arbitraż praktycznie niemożliwy do funkcjonowania, o kosztach nie wspominając.

Ochrony polskich firm nikt nie kwestionuje. Zastrzeżenia dotyczą przypadków, gdy podobny mechanizm z umowy NAFTA był wykorzystywany przez firmy do uchylania korzystnych społecznie decyzji rządów.

Ale my nie będziemy mieć takiego mechanizmu. Obecnie Polskę i USA łączy umowa handlowa z 1991 roku, która stawia naszych inwestorów i nasz rząd na dużo gorszej pozycji. Myślę, że CETA i TTIP to krok zdecydowanie do przodu.

Czyli CETA uczy się na doświadczeniach wcześniejszych umów?

Tak. Ostatnio jeden z polskich ministrów sformułował zarzut, że ten system arbitrażu może ograniczać możliwości rządu w zakresie stanowienia prawa. Być może nie przeczytał tekstu umowy, bo wykorzystuje stary argument, który nie ma w przypadku CETA racji bytu. CETA jest dokumentem najbliższym ideałowi nowoczesnej umowy, wiernie oddającym mandat dany przez wyborców instytucjom europejskim. Praktycznie wszystkie zapisy, których domagał się Parlament Europejski, zostały w nim zawarte.

Zaniepokojenie przeciwników umowy budzi też fakt, że wejdzie ona w życie jeszcze przed ratyfikacją przez parlamenty narodowe.

Ale to daje nam przecież możliwość wyłapania ewentualnych błędów umowy... Ja bym jednak chciała, byśmy bardziej nastawili się na wykorzystanie możliwości, które CETA daje, a nie szukali problemów. Polska jest prężnie rozwijającą się gospodarką i w obszarze umów handlowych mamy jeszcze ogromny potencjał do wykorzystania.

Wywiad pochodzi z serwisu Interia.pl.