Polska przegrała z Azerbejdżanem 0:3 (14:25, 21:25, 23:25) i w środę zagra o ćwierćfinał mistrzostw Europy siatkarek. Choć biało-czerwonym nie udało się sprawić niespodzianki, Joanna Wołosz dostrzegła pewne pozytywy. Kapitan naszej ekipy jest przekonana, że w barażu podopieczne Jacka Nawrockiego zagrają na sto procent swoich możliwości.

Polska przegrała z Azerbejdżanem 0:3 (14:25, 21:25, 23:25) i w środę zagra o ćwierćfinał mistrzostw Europy siatkarek. Choć biało-czerwonym nie udało się sprawić niespodzianki, Joanna Wołosz dostrzegła pewne pozytywy. Kapitan naszej ekipy jest przekonana, że w barażu podopieczne Jacka Nawrockiego zagrają na sto procent swoich możliwości.
Polki po przegranej z Azerbejdżanem /Sergei Ilnitsky /PAP/EPA

Jan Kałucki RMF FM: Przed tym meczem wiadomo było, że Azerki trzeba zaskoczyć sposobem a nie siłą. Początek drugiego seta i niemal cały trzeci set był bardzo obiecujący. Czego wobec tego zabrakło? Doświadczenia, szczęścia, czy może wszystkiego po trochu?

Joanna Wołosz (kapitan reprezentacji Polski): Myślę, że wszystkiego po trochu. O pierwszym secie nie ma nawet co mówić - wyszłyśmy na parkiet przestraszone i nie grałyśmy swojej siatkówki. Jednak w drugiej i trzeciej partii mniej więcej wiedziałyśmy już, jak się przeciwstawić rywalkom. W końcówce zabrakło niestety odrobiny szczęścia. Może gdyby jakiś challenge był dla nas korzystny, to dostałybyśmy wiatru w żagle i wszystko potoczyłoby się inaczej.

Mówi się, że zwycięstwa cieszą, a porażki uczą. Co wiemy po tym spotkaniu z Azerbejdżanem?

Myślę, że chyba nikt w naszym zespole nie miał okazji grać przeciwko tak silnemu zespołowi. Azerki strzelały bardzo mocno i ten mecz na pewno dał nam kolejne doświadczenie. Trzeba walczyć dalej i nie spuszczać głowy, bo w trzecim secie nawiązałyśmy równą walkę, a to może cieszyć. Pomijając oczywiście końcowy rezultat, to uważam że nie było wcale aż tak źle.

Tym bardziej, że niektóre zawodniczki po raz pierwszy miały do czynienia z takim blokiem.

Tuż przed mistrzostwami miałyśmy sparingi z Holandią - tam też są wysokie dziewczyny, które dobrze blokują, ale jak stanie się naprzeciw Poliny Rahimowej (198 cm, zasięg w bloku 290cm przyp. red.) i Natalii Mammadowej (195 cm, zasięg w bloku 298 cm przyp. red.) to trudno cokolwiek wymyślić. Mówiąc pół żartem pół serio, nie jeden mężczyzna miałby problem z przebiciem się przez tak szczelny blok. A gdyby na naszych zawodach był prędkościomierz, to wyniki byłyby porównywalne do tych jakie znamy z męskich imprez.

"Ściany" trochę pomogły Azerkom?

Trudno powiedzieć i prawdę powiedziawszy nie ma co gdybać. Rozmawiałam już rodziną i wszyscy mi mówili, że w ostatniej akcji kiedy Malwina Smarzek zaatakowała w aut, piłka musnęła palec Azerki i powinien być punkt dla nas. Trzeba jednak jak najszybciej zapomnieć o tym co było, wyciągnąć z tego meczu to co było najlepsze, a to co było złe - poprawić. Na pewno nie można się załamywać.


Teraz macie dwa dni odpoczynku od meczów. Przed wami kolejne treningi, ale przynajmniej głowa trochę odpocznie.

Teraz trzeba złapać kilka świeżych oddechów i być gotowym na baraż. Jestem przekonana, że trener nas odpowiednio zmotywuje. Będziemy miały trochę więcej czasu na spokojny trening i popracujemy nad niektórymi elementami, które nieco szwankowały. Jesteśmy cały czas w grze, trzeba walczyć dalej. Na pewno nie spuścimy głowy.

Teraz przed wami może i nawet najważniejszy moment tych mistrzostw. Sytuacja wygląda mniej więcej tak jak na bokserskim ringu. Zaliczyłyście knock down i teraz najważniejsze, aby wstać z desek i walczyć dalej. Co w takim momencie twoim zdaniem powinno się robić? Porozmawiać w pokoju, wyciszyć się, czy może jeszcze ciężej pracować?

Wydaje mi się, że jak na razie wielkiej tragedii nie ma. Najważniejsze, abyśmy odpoczęły a od jutra pozytywnie kroczyły do przodu i były optymistycznie nastawione.

Teraz bardzo ważne będą dla nas rozstrzygnięcia w grupie C. Będziecie uważnie śledziły poniedziałkowe wydarzenia?

Na pewno. U nas w pokojach niemal cały czas są włączone telewizory i oglądamy mecze. Strasznie jestem ciekawa, jak to się wszystko potoczy, bo nawet Ukrainki mogą coś ugrać. Nie będziemy sobie wybierały przeciwników. Trzeba być gotowym na każdą możliwość, bo nie da się niczego przewidzieć. Weźmy na ten przykład spotkanie Bułgarii z Turcją: 25:17, 10:25, 25:16, 20:25, 20:18. Wszystko się zmieniało jak w kalejdoskopie. Po czwartym secie rozmawiałam z Eduardo Romero, naszym trenerem od przygotowania fizycznego i powiedział mi: "Zobaczysz, to nie będzie krótki tie-break. One będą się tłukły niemal tak długo jak w normalnym secie" i tak było rzeczywiście. Dlatego ciężko mi tu kogokolwiek wytypować, bo wyniki są nieprzewidywalne. Z kim nie zagramy, trzeba będzie z siebie dać z siebie 120 procent i postawić wszystko na jedną kartę.


(j.)