Nikt nie ma wątpliwości, że taka aplikacja jest potrzebna - mówi Interii Marek Zagórski, minister cyfryzacji pytany o aplikację ProteGo Safe. Od następnego tygodnia resort cyfryzacji będzie przekonywać Polaków, że aplikacja nie szkodzi, a ma pomóc w walce z pandemią. Nie ma złych cech, które próbuje się jej przypisać, tj. inwigilacji, śledzenia, zbierania danych o tym z kim się spotykaliśmy i w jakim celu - tłumaczy szef resortu cyfryzacji.

Bartosz Bednarz, Interia: Czym jest aplikacja ProteGo Safe, którą przygotowało Ministerstwo Cyfryzacji? Jeszcze jej w szerokim użyciu nie ma, a już wzbudza skrajne emocje i wywołuje strach o inwigilację, zbieranie danych, śledzenie.

Marek Zagórski, minister cyfryzacji: Jeśli faktycznie aplikacja będzie wzbudzać emocje, to będę bardzo zadowolony. To by znaczyło, że dotarła pod strzechy. Dzisiaj interesują się nią tylko wąskie grupy ludzi. Sam fakt, że nowe technologie mają być wykorzystywane do tego, by wspomagać walkę z pandemią, rodzi pytania o dostęp do danych, ich wykorzystywania. To naturalne. Wokół aplikacji narosło jednak sporo nieporozumień i nieprawd. Przy okazji przypisano nam intencje, których absolutnie nie mieliśmy i nie mamy. Od samego początku zakładamy - i tak będzie - że ProteGO Safe to dobrowolna i w pełni bezpieczna aplikacja chroniąca dane użytkowników.

I o te dane właśnie chodzi.

Prywatność użytkowników aplikacji jest naszym priorytetem. ProteGO Safe zbudowaliśmy zgodnie z m.in. wytycznymi Komisji Europejskiej. Będzie się składać z dwóch modułów. Pierwszy - to moduł umożliwiający samokontrolę stanu zdrowia. To swoisty "dziennik", który na bieżąco pozwala weryfikować, czy i w jakiej grupie ryzyka zakażenia jesteśmy. To rozwiązanie oparte o wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Drugi moduł - to skanowanie naszego otoczenia i komunikowanie w przypadku ryzyka kontaktu z wirusem.

Szukaliśmy modelu odpowiedniego i ostatecznie także dzięki temu, że do gry weszły Apple i Google, które przygotowały modyfikacje pod potrzeby ich systemów operacyjnych - nasza aplikacja będzie całkowicie zdecentralizowana, a informacje, że nasz smartfon spotkał się z innym będą zapisywane tylko w tych urządzeniach. Ważne są oczywiście elementy bezpieczeństwa, ale i czemu ma służyć.

I?

Bardziej efektywnie pomoże identyfikować osoby, które wymagają wsparcia i nadzoru sanitarnego. Jeżeli być może spodziewamy się kolejnej fali pandemii na jesieni, to powinniśmy być gotowi do tego, aby szybko reagować. Bo już wiemy: czym bardziej jesteśmy precyzyjni we wskazywaniu osób zakażonych, w typowaniu osób do testów - tym jesteśmy skuteczniejsi w panowaniu nad pandemią. Czym sprawniej będziemy działać, tym mniej restrykcji będziemy zmuszeni wprowadzać, jeśli chodzi o nasze codzienne funkcjonowanie i gospodarkę.

Czyli selekcja chorych, zakażonych w pierwszych dniach?  

Nie o to chodzi, żeby wyłapywać chorego. Aplikacja ma pomóc wszystkim nam w kontroli swojego zdrowia i ewentualnych kontaktów z zakażonymi. Dodatkowo w przypadku zakażonych pomoże też służbom sanitarnym w ustaleniu historii kontaktów.

To co dzisiaj następuje w efekcie wywiadu z zakażonym?

Co robi inspektor sanitarny, gdy ktoś jest zakażony? Pyta: z kim się spotykał w ostatnich dniach. Zazwyczaj pamiętamy o spotkaniach z osobami, które znamy. Za to nie jesteśmy w stanie powiedzieć, kim jest osoba, z którą np. staliśmy w kolejce w sklepie. To powoduje, że ta potencjalnie zakażona osoba może się o tym nie dowiedzieć. Aplikacja ma zapisywać i rejestrować kontakt naszego telefonu z telefonami osób, z którymi widzieliśmy się podczas ostatnich 14 dni w sytuacji potencjalnie umożliwiającej zakażenie.  

W jaki sposób?

Poprzez Bluetooth.

Na innym telefonie musi być zainstalowana aplikacja, żeby do tego doszło?

Tak. Docelowo, zakładamy - taki jest też zresztą wymóg UE - że będzie interoperacyjna, tzn. będzie komunikować się także z innymi aplikacjami tego typu. Jeśli więc spotkamy się z obcokrajowcem, który będzie mieć swoją aplikację, np. niemiecką, to ona też będzie się komunikować z polską. Informacja o spotkaniu będzie zapisywana zarówno w naszym telefonie, jak i telefonie obcokrajowca. W momencie, kiedy okaże się, że jesteśmy zakażeni, dostaniemy specjalny kod, który pozwoli nam uruchomić system powiadamiania tych wszystkich osób, z którymi mieliśmy kontakt.

Wszystkich?

Wszystkich osób, które także korzystają z aplikacji, z którymi mieliśmy kontakt, oczywiście o określonym czasie trwania i w odpowiedniej odległości. Specjalne algorytmy zastosowane w aplikacji przeliczają jak duża była intensywność tego kontaktu i wstępnie oceniają ryzyko zakażenia. Jeśli uznają, że nasze ryzyko jest średnie lub duże, dostaniemy odpowiednie powiadomienie. Zostaniemy np. poproszeni o kontakt z inspekcją sanitarną. Przy czym nigdy nie dowiemy się, kto jest osobą zakażoną, tak samo jak nie będziemy wiedzieć, kto jeszcze dostał taki komunikat. To o co dbamy to przede wszystkim anonimowość i prywatność.

I osoba, która dostanie wiadomość, będzie musiała się zgłosić do dobrowolnie udać do inspekcji sanitarnej?

Bazujemy tu na odpowiedzialności społecznej każdego z nas. Mojej - że jeśli będę zakażony, wyślę komunikat wpisując kod, by ostrzec innych. I tych, którzy dostaną taką informację, by w trosce o siebie, bliskich, znajomych i postronne osoby, skontaktowały się ze specjalistami, którzy powiedzą im, co mają dalej robić: czy iść na kwarantannę, czy zrobić testy.

Po to jest ta aplikacja. Rejestracja i zapis kontaktów tylko w telefonie, w sytuacji zakażenia pozwoli nam zidentyfikować osoby narażone, umożliwi też szybką reakcję służb sanitarnych. Warto podkreślić, co widać dzisiaj w kopalniach na Śląsku - większość zakażonych przechodzi chorobę w sposób bezobjawowy. Wszystko jest dobrze, dopóki nie trafia to na osobę o obniżonej odporności, dla których COVID-10 to ryzyko nawet śmierci.

Pan wierzy, że Polacy będą instalować aplikację licznie?

Chciałbym, aby tak się stało i będziemy do tego namawiać. Będziemy m.in. przekonywać, że to narzędzie, które może zdziałać wiele dobrego. Chętnie odpowiemy na wszystkie pytania i wątpliwości. Aplikacja nikogo nie śledzi, nie zapisuje miejsca, gdzie się ten zapis kontaktu się odbył, nie ma wbudowanej geolokalizacji. Zapisywana jest tylko informacja, w którym momencie w ciągu ostatnich 14 dni był kontakt. Jeśli to narzędzie będzie powszechne - będzie skuteczne. Epidemiolodzy, nie tylko polscy, dowodzą, że tego typu rozwiązania i dobra skuteczna praca służb sanitarnych, pozwalają ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa o kilkadziesiąt procent. To gra warta świeczki. Będziemy robić wszystko, aby aplikacja stała się powszechna. Nie ma złych cech, które próbuje się jej przypisać, tj. inwigilacji, śledzenia, zbierania danych o tym, z kim się spotykaliśmy i w jakim celu. Tworząc ją nie mieliśmy i nie mamy żadnych ukrytych intencji.

Musimy nauczyć się żyć z koronawirusem. Mimo że luzujemy część obostrzeń, wirus nie zniknął. ProteGO Safe pozwoli żyć nam w miarę spokojnie, da nam dodatkową pomoc w przypadku zakażenia - pozwoli szybciej zareagować, podpowie co w takiej sytuacji zrobić.

Czy aplikacja jest już w pełni funkcjonalna?

Finalna wersja aplikacji jest na ukończeniu. Praca nad nią to proces badawczo-rozwojowo-wdrożeniowy. Nad takim rozwiązaniem pracuje nie tylko nasz polski zespół, ale i programiści, i rządy w wielu państwach na świecie. Włączyli się w to także technologiczni giganci - firmy Google i Apple. Korzystamy z dostarczonego przez nie rozwiązania. To, co było do zrobienia po naszej stronie - zostało zrobione. Po stronie Google i Apple pozostały ostatnie testy i wszystko na to wskazuje, że w tym tygodniu prace nad pierwsza dojrzałą wersją aplikacji zostaną zakończone. A w przyszłym tygodniu ProteGO Safe trafi do sklepów Google Play i AppStore, o czym będziemy szeroko komunikować.

Jaki jest plan na dotarcie do Polaków i nieodbicie się od oskarżeń o zbieranie danych, inwigilację?

Szeroki: od klasycznej kampanii medialnej, po specjalnie powołaną radę społeczną projektu. Na każdym etapie prac publikowaliśmy i będziemy publikować kod źródłowy. Jesteśmy transparentni na tyle, na ile można. Ostatni argument przeciwko aplikacji jaki słyszałem, to że nie ma sensu jej instalować, bo dopóki nie zainstalują jej inni i tak nie będzie działać. Jeżeli tak będziemy o tym myśleć, to faktycznie nic to nie da. Jeżeli UE, większość państw na świecie, Google, Apple przygotowują taką aplikacje i wszyscy uważają, że jest potrzebna, to trudno mówić o fanaberii.

Po co mieszać w to Google i Apple?

Dają nam model analityczny, zakorzeniony w ich systemach operacyjnych. Aplikacje, które będą z tego korzystać będą lepiej zintegrowane z Androidem i iOS. Nie trzeba będzie ich kalibrować na setki różnego rodzaju telefonów, bo to zostaje po stronie dostawców.

W którym momencie ta aplikacja będzie widzieć, że jestem chory i dostanę kod?

Aplikację obudowujemy całym systemem organizacyjnym, wsparciem inspekcji sanitarnej, ucyfrowienia jej. Budujemy specjalne centrum operacyjne, które będzie przejmować ruch związany z aplikacją. Chcemy zdejmować część obciążeń z inspektorów, którzy dotychczas 80 proc. czasu poświęcali na odbieranie telefonów niezwiązanych z ich pracą. Mechanizm wygląda tak, że w przypadku pozytywnego wyniku testu, informacja jest wysyłana do systemu Ministerstwa Zdrowia. Wtedy do chorego wykonywany jest telefon.

Telefon?

Lub SMS powiadamiający, ale dążymy do tego, żeby ta inicjatywa była nieautomatyczna, ale głosowa. Aby była interakcja. Jednym z pytań będzie pytanie o aplikację. Jeżeli chory będzie ją miał, w trakcie rozmowy otrzyma kod PIN do odblokowania funkcji powiadamiania.

W rządzie jest pełna zgoda co do tej aplikacji?

Tak. Jest też bardzo duże oczekiwanie żebyśmy tę aplikację uruchomili. Nikt nie ma wątpliwości, że taka aplikacja jest potrzebna.

A prawdą jest, że aplikacja miała już działać dużo wcześniej, tj. na etapie odmrażania najpierw galerii, później restauracji?

To jest tzw. mądrość etapu. Kiedy w połowie marca zaczęliśmy pracować nad tą aplikacją, nie wiedzieliśmy, jak szybko uda nam się to zrobić. Wtedy też, kiedy myśleliśmy o odmrażaniu, zastanawialiśmy się jakie warunki musiałyby być spełnione, by można ograniczenia znosić. Wówczas wydawało się, że jednym z takich warunków mogłaby być powszechność stosowania aplikacji.

Nigdy naszą intencją nie było za to, by od tego czy ktoś ma aplikację, czy nie - uzależnić np. możliwość korzystania z pewnych usług, czy wstępu do sklepów lub restauracji. W Niemczech trwa dyskusja, czy z korzystaniem z podobnych aplikacji nie powiązać np. uruchomienia połączeń lotniczych. W wielu państwach mówi się o swego rodzaju paszportach zdrowia. Wiele osób zadaje sobie też pytanie, czy jeśli warunkiem przywrócenia lotów czy możliwości organizowania imprez masowych miałoby być posiadanie takiej aplikacji, to czy nie jest to cena, którą warto zapłacić? Nie mamy w Polsce podobnych planów, ale na świecie toczą się takie rozważania.

Pełen tekst rozmowy znajdziecie w portalu Interia.pl

Autor: Bartosz Bednarz