W końcu jestem szczęśliwa! Mogę się cieszyć w pełni. Czekałam na ten moment bardzo, bardzo długo - opowiada nam pani Edyta Prószyńska z Lublina, mama małego Maksymiliana. Chłopczyk urodził się w 31. tygodniu ciąży. Ważył zaledwie 760 gramów, dostał zaledwie 1 punkt w skali Apgar. Natłok myśli po prostu nie dawał mi normalnie funkcjonować - zdradza. Dziś ma 15 miesięcy, jest zdrowy i uśmiechnięty. W Polsce co dziesiąte dziecko rodzi się jako wcześniak.

Od poniedziałku do piątku w TVP2 możecie śledzić poruszające losy wcześniaków i ich rodzin. "Moje 600 gramów szczęścia" to nowa dokumentalna produkcja telewizyjnej Dwójki.

Pani Edyta: Miał się urodzić 14 sierpnia, a urodził się 9 czerwca, ważąc 760 gramów.

Krzysztof Kot: Maluszek.

Maluszek, 3/4 opakowania cukru, tak naprawdę. Jak go pierwszy raz zobaczyłam, to nie mogłam przestać płakać i bałam się, że w ogóle nie przeżyje. Perspektywa życia i tego, że może być niepełnosprawny po prostu odbierała mi całą radość z tego, że się narodził.

Czyli to trudna chwila dla matki.

Cytat

Jak go pierwszy raz zobaczyłam, to nie mogłam przestać płakać i bałam się, że w ogóle nie przeżyje

Bardzo. Najtrudniejsza w życiu. Myślę, że już wszystkie inne rzeczy będą mniej bolesne niż to, że dziecko przyszło z taką wagą, że się narodziło, że człowiek się bał o to, że będzie niepełnosprawne, że może nie przeżyć. Bo u wcześniaków bardzo szybko wszystko się zmienia. No i to codzienne chodzenie tam do niego na salę, gdzie leżał w inkubatorze. To było wielkie wyzwanie, bo szłam z sercem na ramieniu, bałam się, że może dziać się coś złego.

Z dnia na dzień to jest ciągła walka, tak?

Ciągła walka o każde 10 gramów, naprawdę. Człowiek nie cieszy się tym, że został mamą czy tatą, tylko ciągle chodzi i ciągle martwi się o to, czy dziecko będzie zdrowe, czy w ogóle przeżyje. Natłok myśli po prostu nie daje normalnie funkcjonować. To jest tak traumatyczna chwila, że ja się nie spodziewałam. U mnie w rodzinie jakoś nie było wcześniaków i nie wiedziałam nic na ten temat, więc to dla mnie wszystko było nowością i obwiniałam się, że to może moja wina. Dlaczego nas to spotkało, dlaczego nie mógł normalnie dotrwać do końca w tym brzuchu, tylko po prostu urodził się dużo wcześniej, z dużo niższą wagą.

To były w zasadzie 3 miesiące.

Urodził się prawie w 31. tygodniu, wiec powinien ważyć o wiele więcej, prawie drugie tyle. Ważył 760 gram. Tego człowiek po prostu nie był sobie w stanie wyobrazić; że takie dziecko może w ogóle przeżyć.

On wielkości jakiej był?

Wielkości dłoni. Jak go pierwszy raz trzymaliśmy, był wielkości dłoni. I jeszcze główka do tego. Miał 31 cm dokładnie.

Czyli mniej więcej połowę tego, jak się dzieci rodzą. Mają po pięćdziesiąt parę.

Tak, jak taki mały misio, bo nawet mierzyliśmy potem w domu misia.

Teraz już jest dobrze? Bo rozumiem, że wszystko rozwija się prawidłowo, nie ma problemów.

Tak, jest w 100-procentach zdrowy. Lekarze straszyli, że mogą różne choroby wyjść w międzyczasie. Cały pierwszy rok to jest jeżdżenie po specjalistach, sprawdzanie, czy nic się nie dzieje, czy wszystko jest w porządku. Teraz otwarcie mogę mówić o tym, że mam zdrowe, szczęśliwe dziecko.

Cytat

Teraz otwarcie mogę mówić o tym, że mam zdrowe, szczęśliwe dziecko.

I szczęśliwa rodzina.

Tak, i ja też jestem w końcu szczęśliwa! Mogę się cieszyć w pełni. Czekałam na ten moment bardzo, bardzo długo. Pamiętam rok temu, jak sobie wyobrażałam, jak on będzie wyglądał za rok, to się nie spodziewałam, że będzie aż tak dobrze, że będzie zdrowy. Ostatnio byliśmy też w szpitalu, bo miał małego wirusa i pani doktor powiedziała, że jak dla niej to on się rozwija tak jak należy, do swojego wieku. I ja mówię, że dziękuję bardzo, bo rok czekałam na takie słowa, czekałam, że wszystko, wszystko po prostu jest w porządku, powiedzieliśmy.

Co było najtrudniejsze?

Najtrudniejsze były te pierwsze dni. To, jak mnie przywieźli na salę i nawet go nie widziałam, bo mi nie pokazali. Zresztą dziecko dostało tylko 1 punkt w skali Apgar, nie mogę go mieć przy sobie, nie mogę go zobaczyć, nie mogę go przytulic tak jak inne matki. Takie kobiety po urodzeniu wcześniaków są kładzione z matkami, które mają przy sobie dzieci, cieszą się nimi, za chwilę wychodzą do domu, a my po prostu siedzimy i płaczemy. Co dwie, trzy godziny chodzimy na oddział i patrzymy, czy nasze dziecko żyje. To jest chyba też takie trudne patrząc na te inne matki.