"To jest taka prosta sytuacja, którą ja znam teorii, czyli że pierwszą książkę pisze się całe życie i tak trochę było w moim przypadku. Mogę się pod tym podpisać" - mówi nam Łukasz Staniszewski, którego debiut "Małe Grozy" ukazał się nakładem Wydawnictwa Literackiego. To zaskakujące i pełne zmysłowości historie, które tworzą magiczny obraz Warmii. O przenikaniu się światów i o tym, co mieszka w warmińskich lasach z autorem rozmawiała Katarzyna Staszko.

Katarzyna Staszko, RMF FM: Kiedy "Małe Grozy" zaczęły się rodzić?

Łukasz Staniszewski: To jest zbiór opowiadań, które powstawały przez kilka lat. Nie pisałem ich z myślą o książce. Chciałem po prostu zawrzeć jakąś historię, emocje czy nawet impresje w pewnej skończonej formie. Więc to są teksty, które mieszczą się na stronie. Po rozmowach z redaktorami Wydawnictwa Literackiego postanowiliśmy, żeby to jednak wszystko skleić ze sobą, czyli zmniejszyć liczbę bohaterów...

Czyli wcześniej tych bohaterów było tyle, ile opowiadań?

Prawie tyle. Niektóre osoby się powtarzały, co ułatwiło mi pracę, gdy tworzyłem już tę książkę. Poza tym tę mikropowieść udało też się stworzyć tak, że gdy czytamy te opowiadania po kolei to tworzy się nadrzędna historia, którą zrozumiemy dopiero przy ostatnim tekście.

Potwierdzam, że trzeba przeczytać do końca, żeby wszystko nabrało jeszcze innego wymiaru. A czy jakaś część tych historii jest prawdą?

Prawdą są tylko moje emocje, prawdą jest kilka zdarzeń biograficznych, ale nie jest to jakiś rodzaj pamiętnika czy autobiografii. Różne doświadczenia chciałem upamiętnić. Karolina to imię mojej żony, jest ksiądz Łukasz, który nosi z kolei moje imię. Bohaterka Karolina ma doświadczenia na pograniczu jawy i snu ze strachem na wróble. Więc jeśli ktoś już zna ten kontekst, powiązanie, może być zaskoczony, może go to nawet bawić.

Czy siadających do tych opowiadań, czyli w momencie, gdy zaczęły się one rodzić, miałeś jakiś moment zafascynowania Warmią?

Tak, to się zaczęło od pewnego olśnienia, którego doświadczyłem gdzieś tam na łonie natury. Jestem rodowitym Warmiakiem nowych czasów, czyli tym pierwszym w mojej rodzinie, który urodził się na Warmii. Ja tak sobie żyłem i tak naprawdę nie zdawałem z tego sprawy, nie obchodziło mnie to specjalnie. A  jednak w pewnym momencie zobaczyłem coś, co poczułem, że warto było opisać. To była moja osobista Warmia, na której się znam. Temu, co tu przeżywałem zawsze towarzyszyła natura. Bo przecież my na Warmii zawsze mamy na widoku jakieś drzewo, jezioro albo chociażby rzekę, łąkę. Więc i to, co przeżywałem w okresie dojrzewania, a także to, co było później związane z erotyzmem, jakimś rodzajem cierpienia - tam zawsze w tle była natura.

Cytat

Warmia. Byłeś tu kiedyś? Powietrze jest tu ostre, jakbyś wdychał pokruszone szkło. Tak duchy zmarłych wchodzą w twój krwioobieg. Teraz możesz podejść do drzewa i zobaczyć, jak jego wnętrze wypełnia się muzyką, która delikatnie porusza konarami w rytm wiatru.

I ta Warmia po prostu nagle objawiła jako nośnik historii. Chodzi mi o to, że opierając się na naturze można opowiedzieć o człowieku, ale też można powiedzieć o relacjach pomiędzy ludźmi. A poza tym tutaj coś w lesie naszym warmińskim (niejednym) coś mieszka i mam tego świadomość od dawna. W pewnym momencie dojrzałem do tego, żeby opisać, że coś jest w powietrzu i że ono różni się smakiem, zapachem od powietrza np. w Małopolsce. A poza tym Warmia jest bardzo słabo opisana. Więc też to był jakiś cel tej książki, żeby ludzie w Szczecinie czy ludzie w Opolu nie sklejali Warmii z Mazurami, żeby mogli poznać tę Warmię przede wszystkim duchową. Teraz już po wydaniu książki tęsknię za tą przestrzenią, chciałbym móc znowu wrócić do powstających Małych Gróz. Bo Warmia to jest pewien stan umysłu, gdzie wszystko jest możliwe, a tego mi właśnie brakowało. Zresztą myślę, że nie tylko moje życie wypełnione jest mnóstwem ograniczeń i haseł typu: "tego nie można", "tak się nie da". To "niemożliwe" cale życie mnie bolało. A w pisaniu jest inaczej. Bo w książkach to wszystko staje się możliwe. Dlatego w Małych Grozach konie latają i można żyć pod wodą.

A ksiądz zamienia się w kruka, co jest naturalne...

Ale zwróć wagę, jeżeli ksiądz idzie w sutannie po silnym wietrze to tak właśnie wygląda.

Mam wrażenie, że w Małych Grozach, w tej wsi nie ma tej jasnej granicy między światami, jest w pewnym sensie ich kontynuacja.

Bo tutaj mamy takie myślenie "a co będzie, gdy" zamiast "czy jest to prawda". To jest już poza nami. Moi bohaterowie wszystkie zdarzenia biorą za swoją rzeczywistość, dzięki temu oni idą krok dalej. I jeżeli kogoś odwiedza demon to zastanawiają się, jak z tym demonem rozmawiać, a nie, czy ktoś oszalał.

A czy któryś z bohaterów jest ci wyjątkowo bliski?

Na pewno taką osobą, która tę Warmię rozpoczęła w pisaniu jest dziadek Jerycho. On jest taką osobą, wprowadzają ten świat, przez to, że jest starszy, a ta Warmia jest mu bardzo znana, on się po niej porusza biegle. I też podobało mi się tworzenie bohatera w relacji wnuk - dziadek. I Jerycho, może nie zawsze miło, ale w ten świat wprowadza.

Życiowo...

Tak, bardzo życiowo.

Jacy są w ogóle mieszkańcy Małych Gróz i w co oni wierzą? Z początku wydawało mi się, że każdej postaci towarzyszą konkretne emocje, od początku można ją rozszyfrować. Ale później pojawił się ten, który wykorzystywał swoje moce, żeby szkodzić innym. Michał Toporek, czy Daniłło - ich też trudno rozgryźć.

Nie chciałem stworzyć takich postaci czarno-białych, przede wszystkim dlatego, że człowiek w ogóle taki nie jest. Jesteśmy dość pojemni, zwłaszcza, jeśli chodzi o sprzeczności, które występują jednocześnie. Fascynują mnie też postaci odmieńców, czy po prostu innych, bo na nich zawsze skupia się gniew tych normalnych przeciętnych.

I generalnie kondycja ludzkości objawia się w tym, jak traktujemy tych słabych. Postać Serafina taka jest. Bo z jednej strony jest okropny, ale z drugiej - obdarowuje bezdzietne matki dziećmi. Więc gdzieś na końcu czarnego tunelu może się jakieś światełko tlić, ale też na słońcu może pojawić się czarny punkt. Czyli nawet w przypadku tych dobrych osób nie znamy do końca ich intencji, motywacji.  To jest złożone.

No i wszystko jest względne.

Względne i złożone, także można i ze sto książek napisać o tych ludziach i temat się nie wyczerpie. Zresztą literatura od tysięcy lat przygląda się człowiekowi, próbuje odpowiedzieć na pytanie, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy. A piszemy wciąż książki, dramaty wiersze, ponieważ nie możemy odgadnąć, o co tak naprawdę chodzi.

A myślisz, że my dorośli potrzebujemy baśni, bajek, takich jak "Małe Grozy"?

Po reakcjach czytelników można powiedzieć, że potrzebujemy. Bo ta książka spotyka się z dobrą opinią. Może nie wypada tak mówić, ale tak jest.  Poza tym literatura jest czymś bardziej wyrazistym niż nauka, bo nauka się gdzieś tam kończy. Oczywiście niektóre osiągnięcia są rodem z bajek, ten rozwój następuje bardzo szybko. Ale sztuka i tak wyprzedza naukę. I nie mówię tylko o literaturze science-fiction, ale właśnie o świecie duchowym, którym uważam, że jest to bardzo potrzebny. Mamy teraz tak dużo rzeczy, dużo przedmiotów wokół nas, a nie widzimy ich wartości.

Cytat

Teraz mogliśmy zacząć od nowa. My z Zofijką wybraliśmy wzgórze nad brzegiem nowego jeziora. Z czasem postawili tu domy inni. Dało to początek wsi, którą na pamiątkę nazwaliśmy Małe Grozy. Ale to już całkiem inna historia...

Mamy jakieś dążenia, żeby mieć i posiadać więcej, a nie widzimy cudowności w źdźble trawy. To może brzmi górnolotnie, ale po coś to źdźbło jest. Trzeba nauczyć się patrzeć słuchać i czuć zapachy. Węch jest dla mnie istotnym zmysłem. Warto dojść do momentu, gdy umiemy czerpać z rzeczy, które nas otaczają jakąś przyjemność, jakieś doznania, bo inaczej  w tym pościgu nie ma końca i nigdy nie będziemy szczęśliwi. Dlatego ta duchowość jest dla mnie kluczowa. Widzę, że często spotykamy się ze sobą, oderwani, każdy w swojej bańce. Pandemia jeszcze mocniej nas rozdzieliła. Trzeba więc tego ducha rozniecać, żeby nie zgasł.

A te zapachy, smak ziemi albo uczucie deszczu zmywającego z ciała trudy całego dnia - to wszystko jest obecne w Małych Grozach...

Tak, bo takie jest życie.