W Hollywood odbyła się światowa premiera bardzo oczekiwanej drugiej części "Czarnej pantery" - "Wakanda Forever". Nie zabrakło wzruszających momentów. Aktorzy na premierze oddali hołd nieżyjącemu Chadwickowi Bosemanowi.

Aktor grający Czarną Panterę w pierwszej części zmarł w 2020 na raka. Na premierze wspominała go wzruszona Letitia Wright, filmowa Shuri. Tak niewiarygodnie trudno było nam wrócić do przestrzeni, którą dzieliliśmy z naszym kochanym T'Challą, z naszym kochanym Chadem. Ale wzięliśmy się w garść, odsunęliśmy emocje, przyszło skupienie i mam nadzieję, że jest z nas dumny - mówiła.

Na czerwonym dywanie pojawili się też m.in Angela Bassett, Lupita Nyong'o i reżyser Ryan Coogler. Odejście utalentowanego aktora była szokiem dla wielu, w tym dla reżysera. W wywiadzie dla "Entertainment Weekly" filmowiec przyznał, że z powodu śmierci Bosemana zamierzał zakończyć swoją karierę. Nie wiedziałem, czy będę w stanie przetrwać cały okres potrzebny na przygotowanie filmu, nie mówiąc już nawet o drugiej "Czarnej Panterze". Było to dla mnie zbyt bolesne. Nie wiedziałem, czy będę w stanie myśleć o tym wszystkim tak jak wcześniej - mówił Coogler.

Przypominałem sobie wiele rozmów, jakie odbyłem z Chadwickiem, które dotyczyły - jak uświadomiłem sobie później - końca jego życia. Zdecydowałem, że bardziej sensownym rozwiązaniem będzie kontynuowanie kariery - wspomina reżyser.

W nowym filmie rola króla T’Challi, w którą wcielał się w pierwszej części serii Chadewick Boseman, nie została ponownie obsadzona.

Do kin film trafi 11 listopada. Polski tytuł to "Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu".

Opracowanie: