Cztery osoby nie żyją, dwie są ranne - to bilans strzelaniny w sądzie w Mediolanie. Jej sprawca to 57-letni mężczyzna sądzony za umyślne doprowadzenie do bankructwa swej firmy. Zatrzymano go, gdy uciekał na motorze. Wśród jego ofiar są sędzia i adwokat.

Trzy osoby zostały zastrzelone przez przedsiębiorcę. Jedna zmarła na sali rozpraw w reakcji na wydarzenia, prawdopodobnie na zawał.

Według najnowszej rekonstrukcji zdarzeń na sali rozpraw, gdzie trwał w czwartek proces przedsiębiorcy z branży budowlanej, oddał on strzały do swego adwokata i dwóch współoskarżonych. Następnie pobiegł do pokoju sędziowskiego i tam zastrzelił sędziego orzekającego w sprawach upadłości. Zdołał uciec z gmachu sądu i odjechać na motorze. Został zatrzymany przez karabinierów podczas ucieczki.

Przedsiębiorca pogrążony w kłopotach finansowych ma kilka spraw sądowych. Jego były adwokat w wywiadzie telewizyjnym powiedział, że zrezygnował z reprezentowania go, ponieważ był bardzo trudnym klientem; nazwał go wręcz "paranoikiem".

Natychmiast po strzelaninie budynek został ewakuowany.

Nie ma wciąż jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jak to możliwe, że mężczyzna wszedł do sądu i na salę rozpraw z bronią.

Ansa twierdzi, że wykrywacz metali przy wejściu do gmachu jest zepsuty. Z kolei źródła sądowe zapewniają, że urządzenie jest sprawne.

Premier Matteo Renzi oświadczył, że doszło do ewidentnych zaniedbań w systemie bezpieczeństwa. Trzeba ustalić kto, jak i dlaczego się pomylił. Coś nie zadziałało - powiedział szef rządu na konferencji prasowej.

Media podają, że już wcześniej w mediolańskim sądzie były problemy z systemem bezpieczeństwa. Dochodziło tam w ostatnich latach do incydentów, choć nie tak tragicznych. Ludzie wchodzili tam z bronią, a jedna z osób dostała się tam z nożem.  

(mpw+j.)