Ukraińska służba bezpieczeństwa stawia zarzuty samozwańczemu rządowi Rusinów Zakarpackich. Tuż przy granicy z Polską separatyści Rusińscy próbują wybić się na niepodległość. Liderzy Rusinów twierdzą jednak zgodnie, że Ruś Zakarpacka nie rości żadnych pretensji terytorialnych wobec Polski. Chcą uzyskać niezależność od Kijowa.

Reporter RMF FM Krzysztof Zasada rozmawiał z dziennikarzem portalu interia.pl, który właśnie wrócił ze stolicy obwodu graniczącego z Polską. Posłuchaj jego relacji:

Zagrożenie, że tuż przy granicy z Polską wybuchnie konflikt, podobny do tych jak o Kosowo na Bałkanach czy Osetię Południową na Kaukazie, jest co najmniej prawdopodobne. Wszak ukraińska FSB wszczęła śledztwo i postawiła zarzuty przywódcy separatystów. Te zarzuty to jednak na razie nawoływanie do naruszenia integralności terytorialnej Ukrainy.

Aleksander Ryżko z ukraińskiej służby bezpieczeństwa nie ukrywa, że Rusini Zakarpaccy uaktywnili się po ogłoszeniu niepodległości przez Kosowo. Nie bez znaczenia jest również to, co wydarzyło się w sierpniu w Gruzji. Nie można wykluczyć, że to właśnie był precedens, chociaż na razie nie odważę się o nim mówić jako o pierwszoplanowym czynniku. Mamy regionalną specyfikę, ale to już pytanie do politologów - stwierdził w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Zasadą.

Zapytany o to, czy badany jest wątek rosyjskiego wsparcia dla separatystów, odparł: Na razie widać to na poziomie osób prywatnych. Nie chcę jednak o tym mówić. Trwa śledztwo, które i to wyjaśni.

Na Zakarpaciu mieszka około 800 tysięcy osób. Po upadku ZSRR w 1991 r., 72 proc. mieszkańców regionu opowiedziało się za uniezależnieniem od Kijowa. Pod koniec października br. w Mukaczowie na Zakarpaciu odbył się Europejski Kongres Podkarpackich Rusinów. Separatyści uchwalili wtedy „Akt odnowienia rusińskiej państwowości”, ogłosili powstanie niepodległej republiki i wybrali swoje władze wykonawcze.