Pięć osób zginęło, a nawet 240 więźniów wciąż może być na wolności po buncie w przepełnionym więzieniu w Medan, stolicy indonezyjskiej prowincji Sumatra Północna. Policja przy wsparciu armii odzyskała już kontrolę nad zakładem.

Do akcji pacyfikacyjnej skierowano ok. 500 policjantów i 300 żołnierzy. Na krótko przed ostatecznym potwierdzeniem opanowania sytuacji, naczelnik więzienia Akbar Hadi poinformował, że pierwsze oddziały interwencyjne weszły do kompleksu. Więźniowie nie stawiali oporu. Na miejscu obecni są także strażacy, którzy gaszą pożary podłożone przez osadzonych.

Ofiary śmiertelne buntu to trzech więźniów i dwóch strażników - powiedział rzecznik lokalnej policji Heru Prakoso. Dodał, że wśród zbiegów jest co najmniej sześć osób skazanych za działalność terrorystyczną. Dotychczas policja schwytała 55 więźniów. Prakoso mówił najpierw o około 100 zbiegach. Agencja AP podaje natomiast, że uciekło aż 240 osadzonych.

Wczoraj po południu w zakładzie wybuchły zamieszki z powodu trwającej od rana awarii prądu i pomp dostarczających wodę. Brak wody uniemożliwił więźniom dokonywanie ablucji przed modlitwami podczas trwającego obecnie ramadanu, świętego miesiąca muzułmanów.

Po starciach części osadzonych udało się uciec. Pozostali podłożyli ogień w biurach więzienia i wzięli strażników jako zakładników. Po krótkim czasie zostali oni uwolnieni.

Więźniowie zebrali się na dziedzińcu więzienia i swobodnie poruszali się po zakładzie. Wpuścili na teren więzienia ok. 20 wojskowych, którzy mieli prowadzić negocjacje. Nie chcieli, by zajmowali się tym policjanci. Nienawidzimy policjantów. To barbarzyńcy, wciąż nas biją - krzyczał jeden z osadzonych.

Rzecznik ministerstwa sprawiedliwości i praw człowieka Gonjang Raharjo przyznał, że w więzieniu mogącym pomieścić 1200 osób karę odbywało aż 2600 więźniów. Przeludnienie to problem większości więzień w Indonezji - dodał.

(MRod)