Ukraińska opozycja alarmuje, że milicja drogowa zatrzymuje autobusy, zmierzające do Kijowa na demonstracje z okazji obchodzonego w sobotę Dnia Jedności Ukrainy. Przeciwnicy władz twierdzą, że przewoźnicy, którzy zgodzili się na dowiezienie uczestników akcji do stolicy, zastraszani przez milicję odmawiają wyjazdu do Kijowa. Milicja odrzuca te oskarżenia.

O zawracaniu jadących na demonstracje autobusów poinformował Blok byłej premier Julii Tymoszenko (BJuT). Jego zdaniem do takich sytuacji doszło w obwodzie lwowskim, odeskim i dniepropietrowskim.

Jak poinformował deputowany BJuT Wiktor Olijnyk w Odessie, drogówka po trwającej aż trzy godziny kontroli zawróciła jadący do Kijowa mikrobus tłumacząc pasażerom, że "listy uczestników demonstracji nie zostały zatwierdzone".

Wczoraj o podobnych zdarzeniach alarmowała nacjonalistyczna partia Swoboda. Jej działacze informowali, że wyjazdu do Kijowa odmówili po rozmowach z przedstawicielami władz wynajęci wcześniej przewoźnicy w obwodach czernihowskim i żytomierskim.

W ubiegłym tygodniu minister spraw wewnętrznych Ukrainy Anatolij Mohylow ostrzegł z trybuny parlamentu, że podczas sobotnich demonstracji opozycja przygotowuje prowokacje. Twierdził wówczas, że w Kijowie może dojść nawet do "rozlewu krwi".

W czwartek zastępca Mohylowa, Wiktor Ratuszniak, podał, że informacje o możliwym rozlewie krwi nie znalazły potwierdzenia.

Wczoraj szef milicji w obwodzie dniepropietrowskim (wschodnia Ukraina) Wiktor Babenko uprzedził, że mieszkańcy miasta, którzy ulegli namowom opozycji i pojadą w sobotę do Kijowa, mogą być tam wykorzystani w charakterze "mięsa armatniego".

Dzień Jedności Ukrainy to święto państwowe, upamiętniające rocznicę podpisania aktu zjednoczenia Ukraińskiej Republiki Ludowej z Zachodnioukraińską Republiką Ludową 22 stycznia 1919 roku.

Opozycja ukraińska skarży się, że od czasu dojścia do władzy prezydenta Wiktora Janukowycza w lutym ubiegłego roku, władze dopuszczają się represji politycznych wobec swych przeciwników.