Po miesiącu od zawalenia się apartamentowca w Surfside na Florydzie ekipy strażaków zakończyły poszukiwania ofiar. Z gruzów wydobyto ciała 97 osób - poinformowało radio publiczne NPR.

Do tragedii doszło 24 czerwca. Lokalne władze obawiały się, że w 12-piętrowym wieżowcu zwanym Champlain Towers South mogło być uwięzionych 159 osób. Okazało się jednak, że wielu lokatorów z 135 mieszkaniowego budynku nie było tam w czasie katastrofy.

Zidentyfikowano 96 spośród 97 ciał wydobytych spod gruzów.  

Według "New York Timesa" w akcji poszukiwań brało udział ponad 200 ratowników. Niektórzy przybyli z Meksyku i Izraela.

Przyczyny zawalenia się budynku badają specjaliści z krajowego instytutu ds. standardów i technologii (NIST). Jest to agencja federalna, którą zaangażowano m.in. do przeprowadzenia analizy po atakach terrorystycznych na World Trade Center.

Fatalny stan budynku

"Wcześniejsze raporty wykazały, że lokalne władze ostrzegały mieszkańców o poważnych uszkodzeniach strukturalnych i poważnym błędzie w konstrukcji budynku już w październiku 2018 roku, na trzy lata przed obowiązkową 40-letnią inspekcją budynku" - przypomniało NPR.

Zwróciło uwagę, że jeszcze w kwietniu rada lokatorów pisała o "fatalnych ustaleniach dotyczących stanu budynku". Wskazała na pilną potrzebę napraw kosztem 15 mln dolarów, twierdząc, że dyskusje ciągnęły się miesiącami i latami.

Prokurator dla hrabstwa Miami-Dade Katherine Fernandez Rundle mówiła, że odnotowano wiele próśb inżynierów i adwokatów o dostęp do miejsca katastrofy, by przyspieszyć cywilne pozwy sądowe. Jak wyjaśniła, nie można tego uczynić, ponieważ miejsce zdarzenia i związane z nim materiały są wciąż przedmiotem śledztwa i innych badań.

"Miejsce katastrofy kontroluje policja hrabstwa Miami-Dade. Zostało zakwalifikowane jako miejsce zbrodni" - podkreśliło NPR.