Ponad 3,6 tys. ludzi zostało zabitych na Filipinach, od kiedy prezydent kraju Rodrigo Duterte wypowiedział wojnę narkotykom. Polityk zaznacza, że to zaledwie początek, bo rządzi dopiero 100 dni.

Ponad 3,6 tys. ludzi zostało zabitych na Filipinach, od kiedy prezydent kraju Rodrigo Duterte wypowiedział wojnę narkotykom. Polityk zaznacza, że to zaledwie początek, bo rządzi dopiero 100 dni.
Rodrigo Duterte /AARON FAVILA /POOL /PAP/EPA

Duterte przyznał jednocześnie, że walka z przestępczością będzie trwała, gdyż "nie może zabić wszystkich" kryminalistów.

Polityk został wybrany na najwyższy urząd na Filipinach w maju, a oficjalnie objął stanowisko 30 czerwca. Przysięgał wówczas, że oczyści kraj z narkotyków i zabije każdego, kto jest zamieszany w handel nielegalnymi substancjami.  

Ostatnio swoją wojnę z narkomanami porównał do Holokaustu, mówiąc, że "byłby szczęśliwy", gdyby mógł zabić tylu dilerów, co Hitler Żydów.

Według wstępnych założeń, do tej pory na Filipinach zginęło ponad 3600 podejrzanych o handel narkotykami. 1300 zginęło podczas strzelaniny z policjantami. Do tego ponad 700 tys. narkomanów i dilerów oddało się w ręce policji, gdyż nie chcieli zginąć.

Duterte powiedział, że jego wojna z dilerami potrwa "może kolejne sześć miesięcy".

(az)