Kilka tysięcy osób demonstrowało w Moskwie, by zaprotestować przeciw fali rasowej i etnicznej nienawiści, która 11 grudnia doprowadziła do poważnych zamieszek w rosyjskiej stolicy. Demonstranci skandowali "Nie faszyzmowi!" i nieśli transparenty z napisem "Faszyści hańbią Rosję".

W Rosji każde miasto czy wioska są wieloetniczne. Każdy wybuch nacjonalizmu w Rosji zniszczy kraj - powiedział do demonstrantów jeden z liderów demokratycznej opozycji Władmimir Ryżkow.

Znany obrońca praw człowieka Lew Ponomariow powiedział agencji Associated Press, że zdaniem protestujących niezmiernie ważne jest, by władze przyjęły do wiadomości, że w Rosji istnieje nacjonalizm i stanowi problem społeczny.

Manifestacja, która odbyła się w centrum Moskwy, została zorganizowana przez ugrupowania broniące praw człowieka, w odpowiedzi na zamieszki na tle rasowym, do których doszło 11 grudnia, gdy 5-7 tys. pseudokibiców piłkarskich i nacjonalistów starło się z OMON-em na Placu Maneżowym.

Milicja użyła pałek i gazu łzawiącego. Kilkadziesiąt osób zostało rannych. Uczestnicy akcji wznosili nacjonalistyczne i ksenofobiczne hasła. "Rosjanie, naprzód!", "Tylko Rosjanie - tylko zwycięstwo!", "Rosja - to nie Kaukaz, Kaukaz - to nie Rosja!", "Rosja - dla Rosjan, Moskwa - dla moskwian!" - skandowali. Atakowali przechodniów o kaukaskich rysach.