Zastrzegający anonimowość przedstawiciel władz USA potwierdził w Waszyngtonie, że amerykańska ambasada w opanowanej przez szyicki rebeliancki ruch Huti stolicy Jemenu Sanie zostaje zamknięta.

Nie podał dokładnej daty, kiedy placówka przestaje działać, ale jemeńscy pracownicy poinformowali wcześniej, że ambasador ma wyjechać w środę. Waszyngton może poprosić ambasady turecką albo algierską w Sanie o reprezentowanie interesów USA w Jemenie. Rzeczniczka Departamentu Stanu Jen Psaki odmówiła na razie skomentowania tych doniesień.

Przywódca rebeliantów Abdel Malik al-Huti powiedział, że każdemu powinno zależeć na ustabilizowaniu Jemenu. To ważny, duży kraj, bogaty w zasoby, z których jego ludność nie korzysta, i ma bardzo, bardzo ważne położenie geograficzne. Ustabilizowanie tego kraju leży w interesie wszystkich sił, krajowych i zagranicznych. Jakakolwiek próba zasiania chaosu lub szkodzenia temu krajowi będzie miała swe reperkusje dla interesów tych sił - podkreślił. 

Huti rozwiązali w piątek parlament Jemenu i zapowiedzieli utworzenie nowego rządu. Pod koniec stycznia kraj pogrążył się w politycznym chaosie, gdy rebelianci zajęli w Sanie pałac prezydencki i zamknęli prezydenta Abd ar-Raba Mansura al-Hadiego w areszcie domowym.

Niestabilność Jemenu może mieć poważne konsekwencje dla świata.