Prawie sto zarzutów oszustwa i paserstwa usłyszeli mężczyźni ze Śląska i Mazowsza. Wyłudzali kody doładowujące do telefonów komórkowych. Zarobili 60 tys. złotych.

Pięcioosobowa szajka działała w całej Polsce. Jeden z jej członków dzwonił do sklepów sprzedających karty z kodami. Twierdził, że jest pracownikiem sieci komórkowej i mówił, że jest awaria, a do jej usunięcia są mu potrzebne kody z kart. Pozostali oszuści sprzedawali wyłudzone kody - wyjaśnia nadkom. Janusz Jończyk z biura prasowego Śląskiej Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.

Sprzedawcy sklepów wierzyli, że rozmawiają z pracownikiem działu danej sieci, odpowiadającej za działanie tego systemu. Niczego nie podejrzewali, robili wydruk kodów i podawali je przez telefon. Oszust szybko je przekazywał paserowi, który zajmował się sprzedażą - tłumaczy Jończyk. Reszta szajki sprzedawała je po konkurencyjnej cenie, m.in. na portalach aukcyjnych.

Mężczyźni są objęci dozorem policyjnym, a prokurator zakazał im opuszczania kraju. Oszustom grozi kara do 8 lat więzienia, a paserom 5 lat za kratkami.