Sąd zamknął śledztwo w aferze corhydronu, w której przesłuchano 15 tys. świadków oraz zbadano 60 tys. fiolek leku. Całkowite koszty postępowania mogły iść nawet w miliony złotych - stwierdza "Puls Biznesu".

Nie ma dowodów na to, że osoby, którym postawiono zarzuty, dopuściły się przestępstwa. Dlatego oddaliliśmy zażalenie na decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa w tej sprawie. Umorzenie jest więc prawomocne - mówi Robert Bednarczyk z sądu okręgowego w Jeleniej Górze.

W 2006 r. pojawiła się informacja, że po podaniu corhydronu, produkowanego przez jeleniogórską Jelfę, u dwóch pacjentek doszło do znacznego pogorszenia stanu zdrowia. W jednej z fiolek odkryto powodującą szybkie wiotczenie mięśni scolinę. Inny pacjent zmarł po zażyciu skażonego medykamentu.

Ówczesny premier Jarosław Kaczyński zdecydował o zamknięciu Jelfy i wstrzymaniu produkcji. Prokurator generalny Zbigniew Ziobro nakazał wszczęcie śledztwa. Z rynku wycofano 500 tys. fiolek leku.

Scolinę wykryto w 44 fiolkach corhydronu. Prokuratura postawiła 2 pracownikom Jelfy zarzuty, ale nie zakończyło się to aktem oskarżenia. W 2011 r. śledczy umorzyli sprawę.

Za proces produkcji odpowiedzialnych było kilkudziesięciu pracowników i nie było możliwości przypisania przestępstwa konkretnej osobie - wyjaśnia Maciej Zarówny z prokuratury okręgowej w Jeleniej Górze. Decyzję śledczych zaskarżył jeden z pokrzywdzonych, ale sąd oddalił skargę.