Nowy konflikt rozgorzał wokół Rady Polityki Pieniężnej. Kilka dni temu gorące dyskusje wzbudziła informacja, że 6 z 9 członków Rady na drodze sądowej walczy o wypłatę ponad 320 000 złotych wyrównania za pobory z trzech lat - w sumie aż trzy miliony złotych. W odpowiedzi pojawiły się propozycje, by obciąć członkom Rady pensje, a nawet by zmienić ustawę o NBP, która reguluje prace RPP.

Spory wokół Rady Polityki Pieniężnej, która ma spore finansowe kompetencje (ustala na przykład wysokość stóp procentowych NBP) trwają już od dawna. Działalność RPP ma jednak mocne podstawy w Konstytucji i do niedawna jej byt i niezależność wydawały się niezagrożone. Niedawno pojawił się jednak jeszcze jeden wątek – finansowy, bezpośrednio dotyczący tego szanownego gremium. Chodzi o sprawę zaległych wynagrodzeń. Jak rozpisywała się prasa - sześciu z dziewięciu członków Rady Polityki Pieniężnej wystąpiło do Sądu Pracy o wypłacenie im wyrównania za trzy lata pracy w Radzie. Jeśli wygrają, Narodowy Bank Polski będzie musiał zapłacić członkom Rady łącznie prawie trzy miliony złotych.

W komentarzach do tego pozwu pojawiały się opinie, że członkowie Rady mogą prawnie upominać się o zaległe pieniądze. Problem w tym czy to jednak aby etyczne - w momencie, kiedy mówi się o powszechnym zaciskaniu pasa. Według "Gazety Wyborczej", pozew do sądu złożyło sześcioro członków RPP: Bogusław Grabowski, Cezary Józefiak, Jerzy Pruski, Dariusz Rosati, Grzegorz Wójtowicz i Wiesława Ziółkowska. Nie podpisali się pod nim: Marek Dąbrowski, Wojciech Łączkowski i Janusz Krzyżewski, który złożył własny pozew, ale o nieco innej treści. Przewodniczącego RPP, Leszka Balcerowicza, sprawa w ogóle nie dotyczy, bo jego wynagrodzenie jest ustalane w inny sposób.

Sześcioro członków RPP nie chce oszczędzać, ale są tacy, którzy chcą ich do tego skłonić ustawowo. Posłowie współrządzącej z SLD i PSL Unii Pracy chcą obciąć pensje członków Rady Polityki Pieniężnej. Prace nad nowelizacją ustawy kominowej, która ma objąć członków Rady już się rozpoczęły. Posłowie twierdzą, że członkowie Rady powinni zarabiać tyle, ile ministrowie czyli około 12 000 złotych. Byłaby więc to obniżka o połowę. W tej chwili członkowie RPP zarabiają około 25 000 złotych brutto, żądają zaś wyrównania do 33 000 złotych. „W tej rozpaczliwej sytuacji budżetowej, kiedy sami członkowie RPP domagają się od rządu i społeczeństwa wyrzeczeń, zaciskania pasa, to zgłaszanie takich roszczeń finansowych jest po prostu nieprzyzwoitością” – uważa Tomasz Nałęcz z Unii Pracy. Do nowelizacji ustawy kominowej UP będzie w przyszłym tygodniu przekonywała posłów z innych klubów.

To jednak nie jedyna partia, która chce „zaradzić” Radzie. W Sejmie zawiązała się nieco egzotyczna koalicja przeciwko Radzie. Są w niej dwa, wrogie sobie kluby: „Samoobrony” i PSL. I jedni i drudzy mówią, że chcą „kompleksowo rozwiązać problemy wokół Rady” i zmienić ustawę o NBP, która reguluje prace Rady: „Byłby zapis nie jak do tej pory, że zadaniem Rady jest walka z inflacją, ale także dbałość o rozwój gospodarczy” – powiedział RMF Bogdan Pęk z PSL. Nie wiadomo jak w tej sprawie zachowa się SLD. Podczas poprzedniej – nieudanej - próby zmniejszenia zarobków członków Rady, Sojusz głosował za obcięciem pensji. Wówczas był w opozycji. Teraz jednak dobre układy z Radą mogą okazać się cenniejsze, dlatego Jerzy Jaskiernia, szef klubu SLD, nie mówi ani tak ani nie. „Tę sprawę trzeba rozważać w sposób niezwykle wyważony, żeby nie podważyć sensu tej instytucji” – uważa Jaskiernia. Podczas ostatnich czterech lat burze wokół Rady i NBP wybuchały dosyć często. Raz do obcięcia pensji członkom RPP, w Sejmie zabrakło 9 głosów. Obcięcie pensji to jednak broń obosieczna. Z jednej strony chce się rozszerzyć odpowiedzialność Rady Polityki Pieniężnej za jej decyzje, a z drugiej strony zmniejszyć wynagrodzenia. To przestaje być w jakikolwiek sposób atrakcyjne...

foto Archiwum RMF

08:35