W okresie od stycznia do czerwca przyjechało do nas 8 tys. pracowników z Azji - tyle, ile przez cały rok 2016. Eksperci wróżą wzrostom jeszcze większą dynamikę. Bo rynkowi coraz bardziej dokucza brak rąk do pracy - pisze w poniedziałek "Dziennik Gazeta Prawna".

W okresie od stycznia do czerwca przyjechało do nas 8 tys. pracowników z Azji - tyle, ile przez cały rok 2016. Eksperci wróżą wzrostom jeszcze większą dynamikę. Bo rynkowi coraz bardziej dokucza brak rąk do pracy - pisze w poniedziałek "Dziennik Gazeta Prawna".
Zdj. ilustracyjne /FRANCIS R. MALASIG /PAP/EPA

Są trzy państwa azjatyckie, które stają się istotnymi źródłami pracowników: Nepal, Indie i Bangladesz. Czerpie z nich coraz więcej pracodawców - mówi Marcin Kołodziejczyk z Grupy Progres, specjalizującej się w pośrednictwie przy zatrudnianiu osób z zagranicy.

Dodaje, że pracujący w Polsce Ukraińcy już naszej gospodarce nie wystarczają.

Jego zdaniem są już takie branże, w których Azjaci zaczynają ratować płynność prac. Zalicza się do nich np. przetwórstwo spożywcze, szczególnie ryb i mięsa, a także przemysł owocowy. Jeszcze 2-3 lata temu to nasi wschodni sąsiedzi masowo zasilali firmy z tych sektorów. Te czasy już jednak minęły - podkreśla Kołodziejczyk.

Szefowie innych dużych firm HR - jak pisze "DGP" - mniej lub bardziej bezpośrednio potwierdzają: Wydrenowaliśmy już Ukrainę i zaczynamy łapczywie patrzeć na Azję.

(az)