Amerykańsko-brytyjski atak potępiły Liban, Irak i Iran. Przeciwko akcji odwetowej protestowano również w niektórych miastach Europy.

Jaser Arafat nie wydał żadnego komunikatu w sprawie ataków na Afganistan, wydał za to niepisane prawo wszystkim członkom władz Autonomii Palestyńskiej, aby nie wypowiadali się na temat tego co stało się w Afganistanie. Zakazał także demonstracji popierających reżim w Afganistanie. Wszyscy pamiętają telewizyjne przekazy, w których Palestyńczycy okazywali radość po atakach bombowych na Stany Zjednoczone. Dzisiaj rano palestyński minister informacji powiedział – nawiązując do wypowiedzi Osamy bin Ladena, że nie będzie spokoju w Ameryce, jeśli nie będzie spokoju w Palestynie – to, że giną Palestyńczycy nie usprawiedliwia zabijania ludzi w Nowym Jorku, ani gdziekolwiek indziej. Dodał także, że „nie chcemy płacić za cudze błędy”. Teraz pytanie czy Palestyńczycy posłuchają wezwania Arafata i rzeczywiście nie wyjdą na ulice. Będzie to dosyć ciężka próba dla autorytetu szefa Autonomii Palestyńskiej. Czy jego słowa zdołają powstrzymać marsze na ziemiach palestyńskich? Jeśli ludzie wyjdą na ulice oznacza to, że jednak radykalne ugrupowania takie jak Hamas czy Islamski Dżihad zdobywają większe poparcie. Hamas już zresztą otwarcie potępił amerykańskie ataki na Afganistan. Władze Autonomii Palestyńskiej zdecydowały się aresztować czołowych terrorystów z Islamskiego Dżihadu. Zatrzymano cztery osoby, w tym niejakiego Anasa Shiritaha, bardzo znanego terrorystę, czołową postać Dżihadu z miasta Nablus, na północ od Jerozolimy. Widać zatem, że Jaser Arafat będzie starał się utrzymać pokój na terytorium Autonomii Palestyńskiej. Posłuchaj relacji specjalnego wysłannika Piotra Salaka:

Hiszpanom bardzo nie spodobała się informacja o ofiarach cywilnych. Takie reakcje były do przewidzenia. Wszystkie przeprowadzone po 11 września ankiety miały ten sam wydźwięk. Hiszpanie godzą się na akcję zbrojną pod warunkiem, że nie pociągnie ona za sobą ofiar cywilnych. Teraz w telewizji trwają debaty i dyskusje. Po południu w Barcelonie zorganizowana zostanie manifestacja w imię pokoju. Już wczoraj dwie godziny po pierwszym bombardowaniu podobna manifestacja odbyła się w centrum Madrytu. Najgłośniej bombardowania krytykują partie lewicowe i katalońscy republikanie. Rząd i większość ugrupowań poparło akcję zbrojną. Podczas telewizyjnego wystąpienia, premier Aznar tłumaczył, że jest ona opowiedzeniem się za mniejszym złem, ale jak widać nie wszystkich to przekonało.

foto Archiwum RMF

22:10