Mierne jest poselskie zainteresowanie problemem "in vitro". Na sali obrad ledwie kilkudziesięciu posłów, mimo, że temat zapłodnienia pozaustrojowego wcześniej rozpalał emocje polityków. Wielka sala sejmowa zamieniła się w małe laboratorium, w którym paru posłów powtarza to, co głosi już od dawna. A gdzie pozostałe ponad 400 posłów?

Widać, że tak naprawdę wcale nie interesuje ich sprawa, o której tak chętnie mówią poza sejmową salą. Na tej sali nie ma dziś nawet premiera Donalda Tuska, który niby tak troszczy się o dobro rodzin starających się o dzieci. Dlaczego zlekceważył debatę o "in vitro"? Pan premier ma teraz całą serię spotkań z parlamentarzystami. No i tyle (…) Ma swoje obowiązki, zna wszystkie projekty i przecież zadeklarowała bardzo wyraźnie w mediach, do którego projektu mu najbliżej - tłumaczył premiera rzecznik rządu Paweł Graś.

Takie występy są lepsze od ciężkiej urzędniczej pracy. Wie to też Jarosław Kaczyński, który w trakcie debaty urządził konferencję prasową. Jego klubowa koleżanka, Beata Kempa, też nie miała czasu posłuchać. Przyłapana tłumaczyła, że przygotuje się później. Mam, proszę bardzo, cała prawda o in vitro (…) To nie jest ściągawka. To jest artykuł, który napisał pan Bolesław Piecha - mówiła posłanka Kempa.