Czy strażnicy miejscy stali bezczynnie nad umierającym człowiekiem? Czy natychmiastowa reanimacja mogła uratować mu życie? Odpowiedzi na te pytania szukać będą śledczy z Gdańska. Według gazety "Fakt", strażnicy miejscy przez kilkanaście minut przyglądali się umierającemu mężczyźnie i nie udzielili mu pomocy. Ograniczyli się jedynie do wezwania pogotowia, które stwierdziło zgon.

Wyjaśnimy, czy nieudzielenie pomocy przez strażników miejskich miało wpływ na to, że zgon nastąpił - zapewnia Renata Klonowska, szefowa prokuratury Gdańsk Śródmieście, która zleciła sekcję zwłok:

Własne śledztwo przeprowadził natomiast reporter RMF FM Wojciech Jankowski. Świadkowie, z którymi rozmawiał, twierdzą, że strażnicy mieli powiedzieć, że nie są przeszkoleni w prowadzeniu reanimacji i tylko bezsilnie się przyglądali. Ja odniosłam wrażenie, że nie potrafią i nie mogą się przełamać - mówi jedna z osób obecnych przy zdarzeniu:

Straż miejska odpiera zarzuty. Miłosz Jurgielewicz twierdzi, że nie było konieczności reanimacji, bo mężczyzna przed przyjazdem karetki był przytomny. Stracił świadomość dopiero w momencie przyjazdu ambulansu. Medycy wyskoczyli z karetki i zajęli się tym profesjonalnie - mówi: