Giertych za Kopczyńskiego, Lepper za Smolanę. Takie zmiany w składzie sejmowej komisji śledczej być może czekają nas w najbliższym czasie. Te personalne roszady mogą jednak zakłócić pracę komisji. Ale czy przyniosą coś w zamian, zwłaszcza posłom zasiadającym w gronie śledczej dziesiątki?

Podczas prac sejmowej komisji śledczej zgromadziła się już cała sterta akt. Nowo przybyli będą więc musieli zgłębić, jak to określa Jan Maria Rokita, grubo ponad metr bieżący materiałów.

Ślęczenie nad aktami nie odstrasza jednak chętnych do bycia członkiem komisji. Być może mają nadzieję, że akta choć obszerne są fascynujące, wszak Bogdan Lewandowski przyrównał je do „Imienia Róży” Umberto Eco.

Zarówno Rokita, jak i Lewandowski zgodnie twierdzą, że zgłębianie akt musi potrwać. Przydadzą się do tego umiejętności szybkiego czytania. Jak twierdzi Jan Maria Rokita, aby odpowiedzialnie brać udział w obradach komisji trzeba dokumentom poświęcić co najmniej tydzień.

Roman Giertych deklaruje, że bardzo szybko czyta, więc zdąży zapoznać się z aktami, a prac komisji z pewnością nie będzie opóźniać. Jeśli zostanie wybrany do komisji dziś, to już jutro wieczorem będzie gotowy.

Gorzej jednak będzie z przedstawicielem Samoobrony, gdyż on zostanie wybrany dopiero w piątek. Trudno więc oczekiwać, że do soboty zdąży przeczytać grube tomy akt.

Ale czy posłowie mogą za tą żmudną pracę otrzymać jakieś dodatkowe pieniądze? Okazuje się, że nie do końca...

Dodatek za prace w komisji dostaje prezydium, czyli przewodniczący i dwóch wiceszefów. Ten pierwszy, oprócz wypłaty zawodowego posła, czyli takiego, który na czas pracy w Sejmie rezygnuje, zawiesza działalność zawodową, otrzymuje 1,8 tys. złotych. Wiceszefowie około 1,2 tys. złotych.

Pozostali dostają – jeśli są zawodowymi posłami – suchą pensję plus diety, czyli około 11 tys. złotych brutto.

Ale są inne korzyści – wszak posłowie pracują przed kamerami. Jest to sposób na własną promocję, jest to czas, by wyjść z cienia...

Ale co jeśli prace komisji zakończą się fiaskiem?