Około 50 ton mięsa niewiadomego pochodzenia znalazły służby weterynaryjne na terenie jednej z ubojni w Łodzi. Mięso, które znajdowało się w chłodni należącej do zakładu, nie miało oznaczeń i dokumentów weterynaryjnych. Śledczy pobrali już próbki, które zostaną dokładnie zbadane.

Przeprowadzona w łódzkiej ubojni kontrola wykazała, że w zakładzie zabito kilku sztuk bydła "z pominięciem nadzoru weterynaryjnego". W związku z tym Powiatowy Lekarz Weterynarii wydał decyzję o wstrzymaniu działalności firmy. Tusze zwierząt zostaną zutylizowane. O sprawie powiadomiono też prokuraturę i policję.

To kolejny zakład w Łódzkiem, w którym w ostatnim czasie znaleziono mięso niewiadomego pochodzenia. W połowie marca przy wjeździe do jednej z ubojni w okolicach Białej Rawskiej policja skontrolowała transport bydła, które miało trafić do zakładu. Z 24 sztuk aż dziewięć zwierząt było martwych. Pozostałe były w stanie krytycznym. Przeprowadzone sekcje zwierząt wykazały, że krowy były chore.

Śledczy odkryli też 30 ton mięsa w samochodzie-chłodni zaparkowanym w pobliżu stacji diagnostycznej, która również należy do właściciela ubojni. Mięso było w różnej formie przetworzenia, ale nie nadawało się do wprowadzenia do obrotu, nie miało żadnych oznaczeń weterynaryjnych czy dokumentacji.

Śledczy znaleźli ponadto ukryty magazyn w budynku chłodni, a w nim - jak się ostatecznie okazało - prawie 100 ton mięsa niewiadomego pochodzenia. Prokuratura postawiła właścicielowi zakładu koło Białej Rawskiej zarzut oszustwa i usiłowania oszustwa oraz naruszenia przepisów karnych ustawy o ochronie zdrowia zwierząt i zwalczania chorób zakaźnych zwierząt. Grozi mu kara do ośmiu lat więzienia. Mężczyzna został aresztowany, ale po wpłaceniu 150 tys. zł opuścił areszt. Ma dozór policji.

(bs)