Dziś Sąd Najwyższy ma rozstrzygnąć o ważności październikowych wyborów parlamentarnych. Nie należy się spodziewać niespodzianki, bo żaden ze 112 protestów, które do niego wpłynęły, nie miał, według sędziów, wpływu na wynik wyborów.

Wizja tego, co by się działo jest po prostu urzekającą i dodajmy mocno perfidna, bo z jednej strony wrócilibyśmy do czasów IV RP i skoro nie wybrano nowego nadal musiałby urzędować Sejm z Romanem Giertychem, Andrzejem Lepperem i spółką. Byłaby to jednak IV RP w wersji zmodyfikowanej, bo przecież dobrowolnego złożenia dymisji przez rząd Jarosława Kaczyńskiego z powodu nieważności w wyborów do sejmu nie można by już było cofnąć, podobnie jak równie dobrowolnego, choć dalekiego od zachwytu, powołania przez prezydenta rządu Donalda Tuska. Mielibyśmy zatem znów Marszałka Dorna i wciąż premiera Tuska. Ciekawe co z uchwałami uchwalonymi przez ostatnie pół roku przez nielegalny w końcu Sejm? Rząd, który realnie jest w opozycji, byłby przy tym drobiazgiem…