Zyskał srebrny medal, ale stracił rekord świata. Teraz rozpoczyna przygotowania do letniego sezonu, który chce zainaugurować już w maju. Cel? Finał sztafety na igrzyskach w Tokio. Rafał Omelko opowiedział nam, o swoich najbliższych planach oraz o emocjach związanych ze zdobyciem medalu sprzed sześciu lat. Polski 400-metrowiec wraz z drużyną, to jedna z naszych nadziei na medal olimpijski. Z Rafałem Omelką rozmawiał Paweł Pawłowski.

Paweł Pawłowski: Odebraliście niedawno medale za mistrzostwa Europy w Zurychu z 2014 roku. Czy po tylu latach srebro, otrzymane po dyskwalifikacji Rosjan, smakuje tak samo?

Rafał Omelko: To już sześć lat po sukcesie, więc już te emocje dawno minęły. Wtedy to była dla nas wielka sprawa, bo to był nasz pierwszy duży sukces międzynarodowy. Z biegiem czasu w naszym dorobku przybyło już trochę medali. Nie ukrywajmy, po tylu latach to są już zupełnie inne emocje. Podchodzę do tego na chłodno i bardzo symbolicznie, bez większego wrażenia. Jest też trochę przykro, że w takich okolicznościach dostajemy te medale, ale też zawsze miło jest mieć namacalny dowód na to srebrne miejsce, które w tabelach wynikowych widniało już od jakiegoś czasu. My o tym wiedzieliśmy, szersze grono pewnie nie do końca.

Cieszę się, że chociaż o tyle jest fajnie, że zostało to podkreślone. Pewnie gdyby to był awans z czwartego na trzecie miejsce, to bym pewnie czuł może lekką gorycz. Te sukcesy, które były później, na szczęście to kompensują. Miejmy nadzieję, że w sporcie takich sytuacji będzie coraz mniej. Chodzi mi o to, że mam nadzieję, że nie będzie przybywać medali po fakcie, tylko będziemy zdobywać je bezpośrednio na imprezach. My nie dostajemy po latach żadnej rekompensaty za to, a jednak uciekają w ten sposób np. sprawy sponsoringowe. Widać było to szczególnie wtedy, gdy było się na początku kariery. Wtedy takie wsparcie, czy różnice w stypendiach miały dla nas ogromne znaczenie. Na szczęście wszystko potoczyło się dobrze. Dalej funkcjonujemy w sporcie i dalej walczymy od medale.

Ile czasu cieszyliście się z halowego rekordu świata w sztafecie?

Oficjalnie nasz rekord świata utrzymał się dwa lata. Mam nadzieję, że ten nasz rekord, który jest jeszcze rekordem Europy i rekordem Polski - przerwa bardzo długo. To naprawdę kawał dobrego wyniku.

Wkrótce wchodzicie na stadion. Jakie nastawienie przed sezonem?

Plan jest jeden - igrzyska olimpijskie. Mam nadzieję, że nic nie pokrzyżuje tych planów, bo wszyscy trochę drżymy o igrzyska. Jedna duża impreza już została odwołana - to halowe mistrzostwa świata. Na szczęście nie planowałem w nich udziału dlatego za bardzo tego nie odczułem. Było jednak grono zawodników, którzy się przygotowywali i są teraz trochę rozczarowani tym faktem. Niestety - siła wyższa. Ja stawiam wszystko na sezon letni. W tym roku odpuściłem występy w hali. Co prawda - w poprzedni weekend mieliśmy mistrzostwa Polski, w których startowałem, ale to był start treningowy. Teraz pora wrócić do ciężkiej pracy i powalczyć o ten finał olimpijski w sztafecie. Jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że reszta chłopaków z drużyny będzie zdrowa, bo tego nam brakowało ostatnio.

Jak wygląda twój kalendarz przygotowań i startów?

Plany zostały nieco zmodyfikowanie. Nie jadę na żadne zagraniczne zgrupowania w najbliższym czasie. Wybieram się jedynie do Szklarskiej Poręby, gdzie spokojnie w górach będę przygotowywał się do startów. Później dopiero w kwietniu mam wyjazd na zgrupowanie do Turcji. Od początku maja planujemy wejście w sezon i walkę o kwalifikację olimpijską indywidualną i w sztafecie. Sezon trzeba zacząć bardzo szybko, bo też impreza docelowa jest wcześnie. Również przez to odpuściłem halę, by skoncentrować się na mocnym wejściu w sezon letni.