Widziałem niemoc, bezsilność i rezygnację – tak reakcję liderów PiS na pierwsze przegrane głosowania opisuje poseł z bliska obserwujący przebieg wczorajszych obrad Sejmu. Reakcja prezesa Kaczyńskiego na porażki może zapowiadać przejście największej partii opozycji na pozycje, z których negowane będzie wszystko, co tej partii nie odpowiada.

Można odnieść wrażenie, że w sprawie zgłaszanych przez siebie a odrzucanych przez większości w Sejmie i Senacie kandydatur politycy PiS nie dostrzegają istotnej różnicy; kluby parlamentarne mają nieskrępowaną niczym wolność wskazywania na przeróżne funkcje dowolnych osób, ich powołanie wymaga jednak zaakceptowania przez większość. A większość nie zawsze takie kandydatury akceptuje. 

Najdobitniej opisuje to skrótowo ujęty przebieg wczorajszych wydarzeń; klub PiS zagroził wszystkim pozostałym, że jeśli Sejm nie wybierze na wicemarszałka jego kandydatki, to klub nie będzie miał wicemarszałka! I wszyscy przyjęli to do wiadomości wzruszeniem ramion, po czym kandydatura została odrzucona.

Negowanie rzeczywistości

Upieranie się przy kandydaturze Elżbiety Witek mimo przegranego głosowania zapowiada potencjalne kwestionowanie przez PiS każdej decyzji, z którą partia się nie zgadza. To jednak takie właśnie zachowanie cechuje opozycję totalną, jak do niedawna rządzący nazywali dzisiejszą większość. Co więcej, jeśli ma to być strategia, to z czasem prowadząca do marginalizacji PiS.  

Wyobcowanie nie pierwszy już raz

Prawo i Sprawiedliwość od dawna już nie dostrzega, bądź dostrzegając ignoruje możliwości, jakie daje w demokratycznych ustroju poszukiwanie kompromisu, wypracowywanie porozumień czy po prostu uzgadnianie, choćby drobiazgów. To stąd brak zdolności koalicyjnej PiS i przekonanie całego otoczenia, że zawieranie z nim umów z czasem prowadzi do utraty samodzielności i wchłonięcia.

Do Sejmu? A po co?

Partia z nieustępliwym nastawieniem, wyraźnie zadeklarowanym wczoraj przez prezesa Kaczyńskiego w zasadzie może sobie darować nawet przychodzenie do Sejmu. Dysponując 194 głosami nie ma właściwie żadnych szans na przeforsowanie czegokolwiek przeciwko większości koalicji, mającej 248, a w niektórych sprawach nawet więcej głosów. 

Miała motywację do walki w Sejmie opozycja w poprzedniej kadencji Sejmu. Większość PiS była oparta na ledwo kilku głosach przewagi, więc KO, Lewica i mniejsze kluby opozycyjne mogły liczyć na "wypadki przy pracy" i chwilową przewagę. Taką, z którą była marszałek Sejmu radziła sobie wg charakterystycznej rady "musimy powtórzyć, bo przegramy". Dziś będąc w opozycji PiS takiej szansy jednak nie ma. Sejm może być dla posłów Zjednoczonej Prawicy miejscem doznawania regularnych porażek i upokorzeń, zatem odwiedzanie go nie będzie raczej przyjemne.

Powrót do oblężonej twierdzy

Prawo i Sprawiedliwość czeka prawdopodobnie przyszłość opozycji totalnej; z czasem zacznie pewnie kreowanie mglistego na razie projektu "koalicji polskich spraw" itp. inicjatyw. Będzie to jednak oznaczało pogłębiającą się świadomą marginalizację i kolejny raz budowę świata alternatywnego. 

PiS ma w tej sprawie doświadczenie; 9-10 lat temu nawet obchody rocznic i innych uroczystości politycy PiS organizowali osobno; godzinę-dwie wcześniej lub później niż oficjalni przedstawiciele rządu Tuska/Kopacz czy Sejmu, w którym PiS nie miał większości.

Politycy PiS dobrze się też czują w kostiumie prześladowanych przez reżim Tuska i unijno-niemiecki spisek jedynych przedstawicieli prawdziwego patriotyzmu. 

Można mieć wrażenie, że już go znów zakładają.