Już dziś, choć do dnia wyborów ponad trzy tygodnie, brutalność kampanii wyborczej przekroczyła wszelkie dotychczasowe standardy. Nie chodzi już o polemiki czy debaty, a nawet słowne utarczki. Politycy doszli już do fizycznych ataków na przeciwnika, niestety ostatnio także z użyciem funkcjonariuszy policji i pracowników publicznych mediów. Tak nie było w Polsce jeszcze nigdy.

Na razie szczytowym punktem brutalizacji kampanii jest obraz trzymanej przez kilku funkcjonariuszy policji posłanki Kingi Gajewskiejpodczas prowadzenia do radiowozu pytającej ich bez skutku, co zrobiła złego. Tło dźwiękowe stanowią okrzyki zgromadzonych wokół ludzi: "To jest poseł, parlamentarzysta, nie macie prawa!". Kolejnym ujęciem jest charakterystyczna rozmowa już w radiowozie: tępe powtarzanie "Proszę pokazać legitymację!" i także wielokrotnie powtarzane: "Chciałam wam pokazać legitymację, ale trzymaliście mnie za ręce, więc nie mogłam".

Ktoś pamiętliwy wspomniałby tu przypadek posłanki Barbary Nowackiej, która kilka lat temu trzymała swoją legitymację tuż przed twarzą zakutego w pancerz policjanta, a ten z odległości kilkudziesięciu centymetrów użył wobec niej gazu łzawiącego, skierowanego w oczy.

Drugim wartym zapamiętania z ostatnich dni obrazem jest pracownik TVP, uporczywie przeszkadzający w wygłoszeniu i rejestrowaniu przez dziennikarzy oświadczenia jednego z liderów opozycji. Mimo informowania go, że czas na zadawanie pytań nadejdzie po samym oświadczeniu.

Góra lodowa

Dwa powyżej wymienione incydenty to zaledwie najbardziej wyrazisty, ale tylko wierzchołek tego, co dzieje się w polityce już od dawna. Wcześniej poseł Jacek Ozdoba wypchnął sprzed mikrofonów (także na ulicy) występującego na swojej własnej, zapowiedzianej wcześniej konferencji prasowej rzecznika PO

Jeszcze wcześniej w podobnej akcji pakujący się z impetem przed posła Konrada Frysztaka Marek Suski uderzył atakowanego w twarz przyniesioną ze sobą pokaźną tablicą. Niechcący zapewne, ale też nikt, kto to widział, nie łudziłby się, że dbanie o nietykalność cielesną przeciwnika miało dla posła Suskiego jakiekolwiek znaczenie.

Mają za sobą przepychanki także posłowie Sebastian Kaleta i Sławomir Nitras, liczne i hałaśliwe pyskówki poseł Janusz Kowalski najtrafniej sportretowany w starciu z liderem AgroUnii Michałem Kołodziejczakiem, i zapewne szereg innych, przy których konfrontacjach nie były obecne kamery. Pora jednak na wnioski.

Polityka dziczeje

Obserwuję kampanie wyborcze wystarczająco długo, żeby móc to stwierdzić bez żadnych wątpliwości. Dziesiątki już lat od przełomu 1989 roku nie stosowano w politycznej rywalizacji podczas kampanii siły fizycznej. Jednostkowe przypadki jej użycia były zaledwie incydentami i nie miały charakteru zinstytucjonalizowanego, planowanego działania. 

Dziś tak już nie jest.

Nie do pomyślenia były również fizyczne konfrontacje funkcjonariuszy publicznych z parlamentarzystami. Stosowanie przez podlegające rządzącym formacje zbrojne środków przymusu bezpośredniego wobec osób, objętych ochroną immunitetową jeszcze kilka lat temu nie mieściło się nikomu w głowie.

Dziś już się mieści.

Przestroga na przyszłość

Kampania wyborcza wkroczyła właśnie w najbardziej intensywną fazę; starannie przygotowane konwencje zastępuje seria objazdowych spotkań liderów partii z wyborcami w całym kraju. Tylko zaplanowanych na dziś jest ich blisko 30, a są przecież także improwizowane, lokalne.

1 października ulicami Warszawy przejdzie Marsz Miliona Serc. Zapewne ochraniany przez funkcjonariuszy policji, być może tych samych, którzy żądają od trzymanej za ręce posłanki okazania legitymacji, której ta nie może nawet wyjąć z kieszeni, ponieważ trzymają ją za ręce.

Napięcie, którego częścią są doniesienia nie tylko nt. fizycznych starć między posłami, ale też bezprawnych policyjnych interwencji może w najbliższym czasie znaleźć ujście. 

Wśród kilkuset tysięcy stłoczonych manifestantów doprowadzenie do starcia nie jest trudne.

Wierzę, że świadomość tego mają obie strony.

Niestety nie mam pewności, czy uznają to za ryzyko, czy okazję.