Mistrzostwa świata w Richmond były dla nas naprawdę udane. Może i znajdzie się ktoś narzekający na brak medalu w elicie, ale takie głosy trzeba będzie uznać za niesprawiedliwe. Dwa ostatnie wyścigu w stolicy Wirginii pokazały dobitnie, że nasze kolarstwo cały czas się rozwija.

Mistrzostwa świata w Richmond były dla nas naprawdę udane.  Może i znajdzie się ktoś narzekający na brak medalu w elicie, ale takie głosy trzeba będzie uznać za niesprawiedliwe. Dwa ostatnie wyścigu w stolicy Wirginii pokazały dobitnie, że nasze kolarstwo cały czas się rozwija.
Maciej Bodnar z Tinkoff Saxo /Grzegorz Momot /PAP

Jeszcze nie tak dawno w peletonie się z nami specjalnie nie liczono. Teraz jesteśmy w nim prawdziwą siłą. Zarówno w całym rocznym cyklu wyścigów jak i na mistrzostwach świata. W Richmond mogliśmy wystawić tylko sześciu kolarzy, ale jaka to była szóstka. Nasz najlepszy czasowiec Maciej Bodnar (8. Jeździe na czas w Richmond) z przodu peletonu wyczyniał cuda. Był siłą napędową. Likwidował ucieczki, jechał czujnie, inteligentnie. Tylko nieco za jego plecami Michała Kwiatkowskiego wspierali dzielnie Rafał Majka, Michał Gołaś, Tomek Marczyński i Maciek Paterski.  Polacy jechali cały czas z przodu, cały czas aktywnie. Jak jest to ważne pokazała jedna sytuacja. Na 55 kilometrów przed metą w peletonie doszło do kraksy. Leżał w niej też Majka. Takich sytuacji lepiej unikać, a można to osiągnąć jadąc rozważnie i uważnie z przodu peletonu. Kwiatkowski tylko raz mógł postąpić inaczej. Kilkanaście kilometrów przed metą załapał się do silnej ucieczki - m.in. z Tomem Boonenem, Bauke Mollemą, Elią Vivianim czy Ian Stannardem. Jak sam przyznał po wyścigu nie było to konieczne, ale wtedy w trakcie jazdy nie można było kalkulować, bo tamta ucieczka mogła zakończyć się powodzeniem a nawet jeśli nie to nasi musieliby ją dla Michała dogonić.

Ostatecznie co prawda największym sprytem wykazał się Peter Sagan. Słowak w sezonie na kilku etapach wielkich tourów jechał bez pomysłu, ale wczoraj wigoru i siły mu nie zabrakło. Załatwił wszystkich. Za nim o podium biła się spora grupa. A w tej grupie same sławy. Spójrzmy kto był przed Kwiatkowskim: Matthews, Navardauskas, Kristoff, Valverde, Gerrans i Gallopin. Wspaniali zawodnicy. Dość powiedzieć, że najlepszy z Holendrów - Tom Doumulin był 11., a najlepszy z Włochów Giacomo Nizzoli 18. Kolarstwo to trudny sport, faworytów za każdym razem jest kilku a bywa, że i kilkunastu. My jednak znaleźliśmy sobie w tym sporcie wygodne miejsce w światowej elicie.

Na 7 miejscu sobotni wyścig kobiet ukończyła młodziutka Katarzyna Niewiadoma. Na mecie była zła, smutna, zawiedziona, choć jeszcze nigdy żadna polska zawodniczka nie ukończyła wyścigu mistrzostw świata na tak wysokim miejscu. Niewiadoma czuła, że zawiodła koleżanki z reprezentacji, że nie sprostała zadaniu, choć one zrobiły dla niej wszystko. Na pewno w Rio de Janeiro będzie niezwykle zmotywowana. Możliwości ma ogromne, chęci też. Przy takiej mieszance sukces musi przyjść. I to nie jeden.

Nie sposób nie wspomnieć jeszcze o Agnieszce Skalniak. Nasz juniorka dwa razy z rzędu przywiozła z mistrzostw świata brązowy medal wyścigu ze startu wspólnego. Rośnie nam kolejna zdolna zawodniczka. I bardzo dobrze!