Czy da się w ogóle zrozumieć Piotra Żyłę? Czy da się rozwikłać zagadkę, jak funkcjonuje w sporcie? Wydaje się, że to zadanie karkołomne. "Myślę, że tylko Pan Bóg wie, z jakiego materiału ten człowiek jest zrobiony" – tak sukces Żyły opisał wczoraj Kamil Stoch. Nasz bohater jak zwykle cieszył się w ekspresyjny sposób, jakby chciał wyrzucić z siebie nadmiar skumulowanej energii. Piotra Żyły zdefiniować się nie da!

Debiut w Pucharze Świata w sezonie 2005/2006. Pierwszy wyjazd na Mistrzostwa Świata w roku 2007. Piotr Żyła towarzyszy nam od wielu lat. Czasami chyba wręcz zapominamy, od jak wielu sezonów obserwujemy go na skoczni. Oczywiście, początki pamiętają tylko ci najbardziej zaangażowani fani skoków, bo na starcie Żyła rzadko zdobywał punkty Pucharu Świata. Zwycięstw w zawodach przez lata uzbierał tyle samo, co indywidualnych tytułów mistrza świata. Wygrywał w Oslo w sezonie 2011/2012 i w Bad Mitterndorf w sezonie 2019/2020.

Tamten sukces pamiętam doskonale, bo byłem wtedy na skoczni Kulm. Piotr Żyła był w niesamowitej euforii. Słowa się wręcz z niego wylewały. Był zupełnie jak nie on, bo przecież przyzwyczailiśmy się, że pytania zbywa żartami czy półsłówkami. Albo wybiera sobie temat przewodni i później tygodniami do niego wraca. Tak było w przypadku... papryki. "Codziennie zjadam słoik papryki", "Dodatkowy kop ta papryka. Zabrakło jednego słoiczka. Ta papryka czyni cuda". W takim stylu odpowiadał Żyła na wiele pytań podczas swojej kariery. Nie tak dawno bo podczas Turnieju Czterech Skoczni Żyła wspominał jeszcze o puszce kukurydzy, a więc dieta została wzbogacona.

Czekając na rozmowę z Piotrem Żyłą po zawodach nigdy nie wie się, co też ciekawego się zdarzy, choć sporo wniosków można wyciągnąć już z samych wyników. Zdarza się, że skoczek z Wisły po nieudanych zawodach przejdzie obok z zaciętą miną i nawet się nie zatrzyma. Praktycy wiedzą już, że w takiej sytuacji nawet próba nakłaniania Żyły do rozmowy bywa skazana na porażkę. Ale są i takie momenty jak wczorajszy konkurs w Planicy, gdzie krzyki radości Żyły niosą się po skoczni co kilka chwil. 

Nasz skoczek czasami nie potrafi może zgrabnie i dokładnie opowiedzieć o tym, co go gryzie i co siedzi gdzieś tam głęboko w samym środku, ale potrafi niekiedy wprowadzić się w stan absolutnego skupienia. Przez lata zdążył poznać już na tyle własny organizm, że przed ważnymi zawodami niekiedy czuje, że wszystko jest na swoim miejscu, że jest szansa na wielkie skakania. Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, ale wczoraj wszystko to, co zaplanowane, udało się zrealizować. Nie było przypadku, splotu jakichś kosmicznych okoliczności. Był plan, który został przeprowadzony od A do Z. Umiejętne oszczędzanie sił tak, był zachować ich jak najwięcej na konkurs. W pierwszej serii trudne warunki uniemożliwiły choć nieco dalszy lot, ale skok w finale to było już coś bliskiego perfekcji.

Piotr Żyła dokonał czegoś, co w przeszłości udało się tylko Adamowi Małyszowi. Obronił tytuł mistrzowski na skoczni normalnej wywalczony w 2021 roku w Oberstdorfie. Małyszowi udało się zdobyć złote medale w 2001 i 2003 roku. Nikt inny na skoczni normalnej mistrzostwa nie obronił. Zatem zawodnicy z Wisły mają receptę, by robić rzeczy wielkie.

Przez lata wiedzieliśmy, że Żyła ma talent, ale rzeczy wielkich oczekiwaliśmy od Małysza, a później od Kamila Stocha. Żyła przeżywał na skoczni zdecydowanie więcej trudnych chwil niż momentów chwały. Można wspomnieć tu Igrzyska w Pjongaczngu w 2018 roku. Poleciał do Korei, ale na miejscu przegrał walkę z kolegami z zespołu i skakał tylko na treningach. Trudna, niewdzięczna rola. Polacy zdobyli w drużynie brąz w składzie: Kot, Hula, Kubacki, Stoch.

Olimpijskiego medalu Żyła nigdy nie wywalczył. W Soczi z drużyną był 4. W Pekinie 6. Ma jednak trzy medale indywidualne mistrzostw świata. Bronił honoru naszych skoczków w Lahti w 2017 (brąz na dużej skoczni) i w Oberstdorfie w 2021 (złoto na skoczni normalnej). To były nasze jedyne indywidualne medale podczas tamtych imprez.

Dla jednych Żyła pozostaje od lat wyjątkowym, trochę zwariowanym skoczkiem, który chętnie pożartuje o papryce, piwku czy grze na gitarze. Inni mówią, że więcej w nim wygłupa niż poważnego sportowca, który opowiada o tym, że "garbik, fajeczka no i poleciało".

Kreacja, jaką prezentuje nam podczas zawodów i wywiadów Piotr Żyła, to jednak tylko cześć pełnego obrazu. Żyłę musimy wymieniać w gronie najważniejszych, najbardziej utytułowanych skoczków w naszej historii. Często to on daje oddech, wprowadza nieco kolorytu czy dowcipu, choć bywa też przytłoczony emocjami i zestresowany.

Przez lata często miotał się na skoczni, szukał swojej drogi, jak wtedy, gdy kombinował z pozycją najazdową i robił to w sposób, jakiego nikt wcześniej i nikt później nawet nie próbował. Dopiero Stefan Horngacher zdołała dotrzeć do Żyły i wyeliminować "garbika". Ten zawodnik to wyzwanie. To ktoś, kto wymyka się łatwym ocenom, kogo nie sposób zaszufladkować.

Za tym wszystkim kryją się jednak niezliczone godziny ciężkiej pracy i pasji. Przecież nie raz skreślaliśmy Żyłę, zastanawialiśmy się, czy stać go na coś wielkiego i niekiedy wątpiliśmy, czy to możliwe. Druga połowa jego kariery to jednak świetny dowód na to, że nagroda za sportowe wyrzeczenia może przyjść w dowolnym momencie. A gdy wejdzie się na wysoki poziom, można pozostać na nim przez dłuższy czas i robić rzeczy wielkie. Tak właśnie było wczoraj w przypadku Piotra Żyły.