"Po ustąpieniu Benedykt XVI będzie pomagał ludziom, ale raczej nie słowem pisanym, a stylem swojego duchowego życia. Czasami milczenie jest dużo głośniejsze niż mowa. On jak nikt inny się tego nauczył" - mówi w rozmowie z korespondentem RMF FM Adamem Górczewskim biograf papieża Peter Seewald. "Jego przesłanie brzmi: wróćmy do źródeł. Jak to odczytywać? Nie jesteśmy uzależnieni od władzy. Musimy się zmniejszyć, by móc potem urosnąć" - podkreśla.

Adam Górczewski: Ogłoszenie papieskiej abdykacji było dla pana szokiem? A może wiedział pan o tym wcześniej?

Peter Seewald: Dla mnie ta rezygnacja była zapowiedziana. Ojciec Święty w trakcie wywiadów, które przeprowadzałem w czasie pracy nad książką "Światło świata", jasno powiedział, że jeśli papież nie jest już w stanie piastować dalej tego urzędu, ma prawo, a nawet obowiązek, ustąpić. Dla mnie było już jasne, że Joseph Ratzinger jest w stanie ten zapis zrealizować. W czasie naszych ostatnich spotkań, w sierpniu i listopadzie, miałem wrażenie,  że już brakuje mu sił.

Ale mimo to, kiedy dowiedziałem się o decyzji papieża, było to dla mnie jak grom z jasnego nieba, szok, wstrząs. Bardzo mnie to dotknęło, poruszyło i przepełniło pewnym smutkiem, bo myślę, że był to wspaniały pontyfikat, wspaniały papież, który jak nikt inny potrafił kontynuować dzieło swojego poprzednika i prowadzić Kościół. Dlatego zrobiło mi się smutno.

A jednocześnie poczułem wdzięczność i szacunek dla tej decyzji. Dzisiaj myślę, że może ona stać się znakiem dla Kościoła i dla świata.

Co najistotniejszego zostanie po pontyfikacie Benedykta XVI?

Gdybym miał dzisiaj robić résumé, to boli mnie, że wielu komentatorów traktuje Kościół jak partię, jak firmę. Myślą głównie o wynikach, decyzjach itp. Ale najważniejsze jest, że w tym świecie nieustannej gorączki i zatapiania się w chaosie, kiedy mamy tak głęboki kryzys społeczności jako wspólnoty, jest ktoś, kto ma dobre słowo. Papież oferuje słowo, które nam pomaga, które daje nam orientację, które pochodzi z głębi. Myślę, że to było główne zadanie tego papieża - przywrócić Boga na centralne miejsce. Jest tyle problemów do rozwiązania, a nie da się ich rozwiązać, jeśli nie będziemy znów pytać Boga.

Czy te problemy świata nie są za duże, nie przytłumiły dokonań papieża?

Oczywiście papież nie jest w stanie słowem pokonać wszystkich problemów. To zrozumiałe. Myślę, że dzieje się tak również za sprawą sytuacji medialnej. Media skupiają się na negatywnych informacjach płynących z Watykanu. Ludzie są niedoinformowani, bo to, co pozytywne, nie jest im przekazywane.

Po drugie, pozycja Kościoła katolickiego i papieża w czasie obecnej sekularyzacji wszystkiego nie jest łatwa. Mimo to jest istotne, że ktoś oferuje dobre słowo. Ktoś upiera się przy tym, że jest Prawda i nie możemy się do niej odsuwać w czasie, gdy jesteśmy nieustannie oszukiwani. To widać po ostatnich skandalach - z żywnością (afera z mięsem końskim w wołowinie - przyp. red.), polityką czy w świecie finansów. Ważne jest, że ktoś jest moralną ostoją, może nawet moralnym ojcem dla świata.

Wygląda jednak na to, że do tej wizji najtrudniej przekonać Benedyktowi XVI swoich rodaków. W innych krajach Europy, na innych kontynentach ma lepszą opinię niż w Niemczech, gdzie ma dużo problemów.

Ma problemy głównie z mediami, to trzeba jasno powiedzieć. Bo trudno mówić o problemach, kiedy widzi się zainteresowanie jego książkami. Myślę i o tych z naszymi wywiadami, i o jego książkach o Jezusie (trylogia "Jezus z Nazaretu" - przyp. red.). Nigdzie nie osiągają tak ogromnych nakładów jak u nas, w Niemczech. Dlatego trzeba powiedzieć, że w opozycji do radykalnej i niepohamowanej medialnej nagonki na papieża, która ma na celu walkę z nim, jest też ogromne, pozytywne zainteresowanie i sympatia do tego, co Benedykt XVI robi. Jednak oczywiście nikt nie jest prorokiem we własnym kraju - te słowa dotyczą i niemieckiego papieża.

Przeprowadził pan wiele rozmów z papieżem. Jakim on jest człowiekiem? "Pancernym kardynałem" czy jednak serdecznym papieżem?

"Pancerny kardynał" to było takie wojenne określenie stworzone przez brytyjską prasę, z którego każdy, kto zbliżył się do Ojca Świętego, może się tylko śmiać. On nigdy nie był człowiekiem władzy, nigdy nie stosował twardych metod, by przeprowadzać własne pomysły. Zupełnie przeciwnie - on stawia na przekonywanie rozmówców, na dialog, operuje argumentami. Myślę, że Benedykt XVI jest jednym z najpokorniejszych papieży nowych czasów. Jest serdeczny dla osób ze swojego otoczenia. Nie znam nikogo, z kim tak łatwo byłoby nawiązać rozmowę.

Jednocześnie jest wielkim, jednym z czołowych intelektualistów naszych czasów. Jest uznanym teologiem. Mimo to, gdy jest się blisko niego, naprawdę łatwo z nim rozmawiać.

Widzę go jako kogoś, kto naśladuje Chrystusa i staje się coraz skromniejszy i pokorniejszy. I który dzięki swojej wierze jest przykładem dla innych. On nie jest tylko papieżem-teologiem, papieżem-profesorem. On jest wielkim duchowym mistrzem.

Kiedy kolejny wywiad z papieżem?

Ha, kiedy następny wywiad?

Tak. Jest pan już umówiony?

Ma pan na myśli ustępującego papieża czy już nowego?

Ustępującego.

Benedykta XVI... Cóż, nie jesteśmy jeszcze umówieni. Mam oczywiście nadzieję, że nadal będzie chciał spotykać się ze mną i że dalej będziemy tworzyć jego biografię. Ale on na pewno skieruje się teraz bardziej ku modlitwie. Jego rezygnacja jest wielkim znakiem tego, co chce przekazać kościołowi. Jego przesłanie brzmi: Wróćmy do początków, do źródeł. Dlatego ten znak trzeba też odczytywać jako zachowanie przeciwstawne do zachowania polityków - nie jesteśmy uzależnieni od władzy. Tron Piotrowy to nie jest pozycja władzy. Trzeba mieć świadomość, że ważniejsza jest modlitwa i na niej trzeba się opierać. To jest nauka, którą Benedykt XVI przekazywał od początku swojego pontyfikatu. Już w pierwszych mowach mówił, że Kościół potrzebuje wewnętrznego oczyszczenia. To wewnętrzne oczyszczanie to mozolny proces. Tu nie chodzi o spektakularne zmiany, gruntowne reformy struktur, a o zmianę świadomości. U końca jego pontyfikatu tym krokiem pokazał raz jeszcze wyraźnie: Do tej pory używałem słowa, teraz będę milczeniem wspierał ten Kościół. Oddam się modlitwie, w której można nawiązać głębsze relacje z Jezusem Chrystusem, z żyjącym Bogiem. To dziedzictwo papieża będzie nam długo towarzyszyć.

Pan mówi, że to będzie wspieranie milczące, bez słowa. Joseph Ratzinger nie napisze już żadnej książki?

Kiedy spotkaliśmy się w sierpniu, papież właśnie skończył pisać trzecią część swojej trylogii o Jezusie. Przywitał mnie wtedy ze smutkiem w oczach słowami: To była moja ostatnia książka. Myślę, że on teraz poświęci się całkowicie pracy duchowej i nie będzie już tworzył żadnego kolejnego dzieła.

Co zatem będzie robił, skoro będzie miał tyle czasu?

Będzie realizował swoją tęsknotę, a jego tęsknotą jest duchowe, chrześcijańskie życie. Bycie szefem urzędu, zadania administracyjne, to nie jest to, czego pragnie Joseph Ratzinger. On nie jest typem menedżera. Jest kimś, kto szuka Boga, jest teologiem, pyta o Boga, szuka Go. Ta strona duchowa interesuje go zdecydowanie bardziej. Za tym tęsknił, do tego chce wrócić.

Oczywiście być może wesprze kogoś radą, jeśli będzie trzeba, ale jeśli powiedział, że teraz obiera kurs na górę Tabor, gdzie Chrystus objawił się wśród bożych posłańców, to on będzie szedł w tę stronę. Będzie pomagał ludziom, ale raczej nie słowem pisanym, a stylem swojego duchowego życia. Czasami milczenie jest dużo głośniejsze niż mowa i on jak nikt inny nauczył się tego - jest przecież najskuteczniejszym niemieckim teologiem. Świadczą o tym nakłady jego książek. Żaden inny papież nie zostawił po sobie tylu napisanych dzieł co on. Już to tylko wystarczy, by odkrywać Ewangelię dla nowych pokoleń. Mam nadzieję, że teraz jest możliwość, by ludzie, którzy dotąd nie czuli się przyciągnięci jego osobowością, bo był tak brudzony medialnymi atakami, mieli szansę lepiej poznać Josepha Ratzingera i jego przesłanie.

W Biblii jest przypowieść o pasterzu, który cieszył się z odnalezienia zagubionej owieczki. Czy pan czuje się symbolicznym znakiem tego pontyfikatu? Mam na myśli pana powrót do Kościoła.

To duże słowa... Nie jestem znakiem tego pontyfikatu, bo nasze relacje z Josephem Ratzingerem zaczęły się, jeszcze zanim został papieżem. Czuję się jednak jak ktoś, do kogo ten człowiek przemówił. Joseph Ratzinger jest dla mnie teologiem, ale i duchowym mistrzem. Słowo Boga to dla niego manifest życia. On jest inspiracją, także dla mnie. Można to tak sformułować, że jestem dowodem na to, że Ratzinger może przywrócić w ludziach wiarę.

Nie wiem, ile setek tysięcy z tego samego powodu wróciło do wiary. Jest wielu księży, którzy zostali kapłanami z jego inspiracji.

Mam też dzięki temu piękne, wielkie zadanie towarzyszyć temu pontyfikatowi jako dziennikarz. Co oznacza wystawienie się na sztorm, na liczne ataki. To oznacza też jednak zachowanie profesjonalnego dziennikarskiego dystansu. Nie mogę pisać w poczuciu, że żyję w niebie, wszystko jest doskonałe. Trzeba pozostać szczerym i prawdziwym. Już jako biskup Ratzinger mówił, że siłę do pracy daje mu prawda. I tego samego wymaga od towarzyszących mu dziennikarzy. Piękne jest to, że on nigdy się nie obrażał, nie bał się krytycznych pytań, nigdy nie chciał niczego zmieniać. Nie bał się. Dlatego dużo się od niego nauczyłem i jestem mu wdzięczny.

W tej nowej sytuacji będzie panu łatwiej czy trudniej pisać dalej jego biografię?

Z jednej strony łatwiej, bo pontyfikat się skończył. I to skończył gromem, historycznym aktem. To uderzenie pioruna kończy tę publiczną część życia.

Z drugiej strony, on nie jest prostą osobowością. Jest pełen tajemnic. Ale i prowadził życie niewiarygodnie ciekawe. Zostawił po sobie wielkie dzieło. A był to trudny moment po dramatycznym, morderczym XX wieku. Kontynuował też to, co zaczął Jan Paweł II - wzmacnianie tej warownej twierdzy, którą Kościół też musi być. I pokazał jednocześnie, że co rusz przychodzi nowy początek.

Uważam, że to wspaniały znak, że ostatnie liturgiczne święto z tym papieżem związane było ze Środą Popielcową. Co mówi, że musimy wejść w ten czas postu, w czas umartwienia, oczyszczenia. Musimy się zmniejszyć, by móc potem urosnąć, rozpromienić się, nabrać sił i stać się pięknym. I też dostać energię, która jest potrzebna w tym nowym czasie dla wiary.

W biografii Josepha Ratzingera niejako od samego początku się to przewija, od samego początku myślę o tym, że on był powołany do tego szczególnego zadania. W tej biografii widać historię sługi, który był gotowy poświęcić całe swoje życie na walkę o Boga, na bycie dla ludzi, by ci nie zgubili w świecie swojego zakotwiczenia.

Intrygujące rozmowy, interesujące wywiady, artykuły odkrywające tajemnice Watykanu, galerie zdjęć - przygotowaliśmy dla Was raport specjalny Rezygnacja Benedykta XVI