Bombardowani zapowiedziami rychłej apokalipsy postanowiliśmy oswoić się z widokami, do jakich - w razie faktycznego końca dziejów - będziemy musieli przywyknąć. Jak w takim razie wygląda "koniec świata"? Okazuje się, że niekoniecznie ma związek z wybuchającymi wulkanami, potopem zalewającym ziemię czy śniegowo-lodową skorupą otulającą nasz glob. Może natomiast być... swojski, urokliwy, a nawet słodki!


Koniec Świata - na dzień przed zapowiadanym przez Majów kataklizmem - odwiedziła reporterka RMF FM Agnieszka Wyderka. Okazało się bowiem, że tę wdzięczną nazwę nosi... część wsi Głuszyna w Wielkopolsce.
Podróż na Koniec Świata nie zapowiadała się dobrze, bo żeby tam dotrzeć trzeba pokonać lasy Piegoniska-Pustkowia i gęste błota koło Dziadowic. - Jakie to symboliczne, że właśnie tam skończył się asfalt! - relacjonowała nasza reporterka swą apokaliptyczną podróż. - Ku zdziwieniu wysłanniczki RMF FM, znaleźć Koniec Świata było zaskakująco łatwo, bo najpierw prowadziły do niego drewniane, a potem odblaskowe kierunkowskazy. O tym, że trafiło się do celu, informowała ostatecznie duża, świeżo zamontowana tablica, bo poprzednie trzy... zniknęły w tajemniczych okolicznościach.

Ci, którzy sądzą, że nasz niecodzienny przegląd na tym się zakończy, są w głębokim błędzie. Redakcyjne dochodzenie wykazało bowiem, że - paradoksalnie - ten Koniec Świata to dopiero początek. Kolejny można znaleźć... na wałach dawnego zamku w Kodniu w woj. lubelskim. Tam swój własny koniec świata z pomocą dłuta przedstawił Tadeusz Niewiadomski - autor blisko 100 drewnianych rzeźb naturalnej wielkości, przedstawiających sceny z Drogi Krzyżowej. Nasze zainteresowanie wzbudziło ostatnie dzieło w tej ogromnej grupie, będące jednocześnie XV stacją Drogi. Niecodzienna rzeźba jest wyobrażeniem innego Końca Świata - apokalipsy po wybuchu jądrowym. 

Nie przywiązując się do koncepcji kojarzenia czasu zagłady z ogniem, wybuchami i eksplozjami, przenosimy się na zupełnie inny biegun apokaliptyczny. W okolicach kolejnego końca świata czeka nas bowiem dość chłodne przyjęcie. I bynajmniej nie ma to związku z nastawieniem obecnych tam osób - przewodnicy zawsze niezwykle ciepło witają tych, którzy odważą się na spacer po lodowcu w argentyńskim parku narodowym Los Glaciares. Tą gorącą radością wypełnia ich duma, z jaką prezentują wiejącą chłodem "Dziurę bez dna", zwaną też "Tunelem do końca świata" - ciągnący się przez całą pokrywę lodowca przesmyk.

Jeśli te widoki napawają Cię przerażeniem - bez obaw. Przygotowaliśmy coś, co uspokoi nawet najbardziej niespokojne głowy. W południowych Włoszech, w słonecznym regionie Apulia, leży urokliwe miasteczko Cisternino. Miejscowi wierzą, że to jedno z nielicznych miejsc, które zostaną oszczędzone, kiedy nadejdzie apokalipsa. W tym przekonaniu utwierdza ich jedna legenda związana z miasteczkiem - Matka Boża miała zostawić tam w kamieniu odcisk swoich stóp. A czy Tobie podoba się Cisternino?

Jeśli z jakichś powodów (choć nie mieści nam się to w głowach) Twoja odpowiedź brzmi "nie", możesz wybrać inne miejsce, w którym z powodzeniem przeczekasz kataklizm związany z końcem świata. Kolejna bezpieczna lokacja to góra Pic de Bugarach. Z całą pewnością możemy zaświadczyć, że jedyna niekoniecznie przyjemna okoliczność, z jaką należy się tam liczyć, to... tłum innych zabobonnych, którzy od tygodni oblegają wzniesienie. Zainteresowanie niezwykłym miejscem wzrosło w ostatnim czasie do tego stopnia, że... przydzielono mu ochronę z francuskiej żandarmerii.

Wisienką na torcie naszego apokaliptycznego przeglądu jest natomiast nic innego jak Koniec Świata... na słodko. Okazuje się, że taką nazwę noszą trufle przygotowywane przez meksykańskiego mistrza kuchni! Ten niesamowity deser składa się z regionalnych słodkich owoców, posypanych szczyptą chilli i maczanych w destylowanym meksykańskim alkoholu. Kiedy przyjrzeć się kulinarnym cudeńkom, serwowanym przez Jose Ramona Castillo - nietrudno uwierzyć, że są i tacy, którym Koniec Świata kojarzy się przede wszystkim z niebem - w gębie.