Kandydując do Krajowej Rady Sądownictwa 15 jej obecnych członków zdobyło łącznie poparcie 305 sędziów. To około 3 proc. wszystkich sędziów w kraju. Z danych, opublikowanych przez Kancelarię Sejmu wynika także, że niektórzy z nich złożyli podpisy pod 8 i 9 kandydaturami. Nazwiska popierających wciąż pozostają tajemnicą.


Reprezentatywność?

Pod listami poparcia kandydatów do KRS podpisało się 364 sędziów, z czego 275 poparło tylko jednego kandydata. Po odjęciu tych, którzy do KRS nie weszli zostaje 305 popierających. 

Jak na procedurę, która miała poszerzyć sędziowskie poparcie dla KRS wynik jest wręcz mizerny - taka liczba spełnia skromne wymogi ustawy, ale trudno to pogodzić z deklaracjami reprezentowania całego środowiska. 

Zastosowana procedura nie wytrzymuje też porównania z zasadami, stosowanymi do wyboru członków Rady przed reformą. Wtedy w wyborze poszczególnych sędziów do Rady uczestniczyły samorządy (zgromadzenia ogólne) sędziów SN, sądów wojskowych i administracyjnych, a aż ośmiu z nich - przedstawiciele sądów apelacyjnych i okręgowych. Niezależnie od tego najistotniejsza różnica polega jednak na tym, że wyboru do KRS dokonywali właśnie sędziowie, a nie - jak obecnie - posłowie, spośród kandydatów wskazanych przez sędziów.

Popieranie grupowe

Kancelaria Sejmu przyznaje, że aż 89 nazwisk sędziów powtarza się na listach; 62 sędziów poparło dwóch, kilkunastu trzech, pięciu złożyło podpisy pod pięcioma kandydaturami, jeden pod siedmioma, dwaj podpisujący poparli nawet 8 i a trzech aż 9 kandydujących do KRS. Odwrócenie tych wyliczeń wskazuje, że np. tych trzech ostatnich odpowiada łącznie za 5 proc. podpisów pod listami, a prawie jedną czwartą wszystkich podpisów pod wszystkimi kandydaturami złożyło... 27 osób!

Na dodatek wiemy także o wycofaniu części podpisów przez sędziów - uznanym przez Marszałka Sejmu za nieskuteczne, oraz przynajmniej jednym przypadku złożenia podpisu poparcia pod własną kandydaturą.

Żadnych szczegółów...

Opublikowana wczoraj wieczorem informacja Kancelarii Sejmu nie wspomina o istnieniu jakiejkolwiek podległości służbowej, czy np. o tym, ilu z podpisujących to sędziowie nieorzekający, ale delegowani do pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości. Można się tego jedynie domyślać ze skali podpisów powtarzających się. To proste pytanie - gdzie trzeba pracować, żeby mieć okazję złożyć podpis pod ośmioma czy dziewięcioma kandydaturami? 

... i żadnych nazwisk

Informacja nie podaje oczywiście żadnych nazwisk popierających kandydatury sędziów. Kancelaria Sejmu swoim komunikatem uchylając rąbka tajemnicy nie tyle zaspokoiła, co raczej pobudziła ciekawość i podejrzenia.

Skoro można było te dane opracować - dlaczego wciąż tajne pozostają same nazwiska? Przecież jeśli w procedurze wszystko było w porządku - nie ma przeciwko temu żadnych argumentów. Sędziowie nie działali, jak stara się wszystkim wmówić administracja - prywatnie, ale w ramach sprawowanej funkcji sędziego. Nie będąc sędzią nie mogliby w procedurze uczestniczyć, zatem zatajanie ich danych jako sędziów działających w ramach prawa - wydaje się niedorzeczne już na pierwszy rzut oka.

Czemu wciąż takie tajne?

Podejrzenie, jakie się nasuwa (jeśli uzna się za prawdziwe dane Kancelarii Sejmu), nie dotyczy już wątpliwości, czy podpisy w ogóle istnieją ani tego, czy się powtarzają. To już wiemy. Domyślamy się także, że sporą ich część złożyli sędziowie nieorzekający, a zatrudnieni na stanowiskach administracyjnych w Ministerstwie Sprawiedliwości i podległych mu instytucjach.

Wyjaśnieniem maniakalnej tajemnicy, jaką objęto podpisy, może być jednak logiczny wniosek, że skoro problemem nie jest ujawnienie ilości i okoliczności składania podpisów, to jest nim ich struktura.

Przecież nie jego popierałem!?

Mówiąc najprościej można sobie wyobrazić, że gromadzone przez pełnomocników podpisy poparcia tylko sumarycznie wystarczają dla 15 sędziowskich członków KRS. I że część popierających np. sędziego X mogłaby doznać szoku, gdyby po ujawnieniu list kartę ze swoim podpisem poparcia znaleźli przypiętą do dokumentów kandydata Y.

Nie jest tajemnicą, że i ze zgromadzeniem 25 podpisów kandydaci mieli problemy. Czy ktoś może dziś wykluczyć, że podpisy poparcia u tych, którzy zdobyli ich więcej - nie zostały użyte do poparcia kandydatów, którym podpisów brakowało?

Od tego podejrzenia uwolnić może kandydatów tylko ujawnienie list. Nie nam nawet, ale samym popierającym. My nie wiemy, kto kogo poparł, wiedzą to jednak sami popierający.

Może właśnie dlatego listy są ukrywane także przed nimi.

Opracowanie: