Chiński elektryczny podbój polskiego rynku samochodowego może napotkać poważną barierę, zanim na dobre się zaczął. Unia Europejska zapowiada mocną podwyżkę cła na elektryki z Chin. Oprócz obecnych 10-procentowych mają być nowe cła - sięgające prawie... 40 proc.

W ten sposób Bruksela próbuje zatrzymać najazd chińskich elektryków. Przed pandemią ich udział w sprzedaży elektrycznych samochodów w Europie był mniejszy niż 1 proc., w zeszłym roku to było prawie 20 proc., a w tym ma być już 25 proc. We Francji czy Hiszpanii już co trzecie nowe elektryczne auto przypłynęło z Chin. Tamtejsze firmy przymierzają się teraz do ataku na polski rynek. W zeszłym roku sprzedaż przekroczyła 150 sztuk, w tym roku to może być już kilka tysięcy.

Elektryki z państwowym doładowaniem

Samochody BYD, czyli największego na świecie producenta elektryków, mają być obłożone dodatkowym 17-procentowym cłem. Ekstra opłaty celne mają też dotyczyć wozów, które wytwarzane są w fabrykach BMW czy Volkswagena w Chinach, a później również zlokalizowanej niedaleko Szanghaju tzw. gigafabryki amerykańskiej Tesli. 

Według Komisji Europejskiej chiński rząd dotuje kredyty dla firmy z sektora elektromobilności, zwalnia je z części podatków, dzięki czemu chińskie elektryczne auta są znacznie tańsze od porównywalnej konkurencji. 

Bruksela uznała, że chińskie firmy zaniżają ceny dzięki pomocy państwa, ale daje jeszcze szansę na rozmowy. Nowe opłaty celne mają wejść w życie 4 lipca. 

Komisja zaproponowała władzom chińskim rozmowy na temat naszych ustaleń i możliwych sposobów rozwiązania zidentyfikowanych problemów - mówi wiceszef Komisji Europejskiej Margratitis Schinas - Komisja ogłosiła wstępnie poziom tych tymczasowych ceł wyrównawczych, które będą nałożone na zasilane bateriami elektrycznymi samochody z Chin. 

Niemcy, Szwedzi i Węgrzy przeciwko cłom

Cła zostały ogłoszone mimo zdecydowanego sprzeciwu Niemiec. Tamtejsze koncerny samochodowe obawiają się wzrostu opłat celnych w Chinach dla aut z Niemiec, bo to byłoby dla ich interesów ogromnym ciosem. 

Przeciwko podniesieniu barier opowiada się też rząd Szwecji, gdzie działa należący do jednego z chińskich producentów koncern Volvo, a także Węgry, gdzie powstać ma fabryka BYD. 

Po ogłoszeniu decyzji rząd Węgier wydał oświadczenie, w którym odcina się od "brutalnego karania" chińskich firm. Ministerstwo gospodarki w Budapeszcie proponuje, by zamiast wprowadzać karne cła, Unia zorganizowała pomoc dla europejskiej elektromobilności.  

Prezesi niemieckich koncernów samochodowych też krytykują decyzję Brukseli. Zwracają uwagę, że kroki, które przyczyniają się do pogorszenia stosunków handlowych z Chinami, podejmowane są w czasie, gdy klienci w Europie odwracają się od elektrycznych samochodów. W ostatnich miesiącach sprzedaż w UE tych aut gwałtownie spada, a na przyfabrycznych parkingach przybywa niesprzedanych wozów.

Chiny grożą odwetem

Pekin żąda natychmiastowego odwołania decyzji. Dyplomacja Chin, które same utrzymują 15-procentowe cła na auta z Europy, mówi o zagrożeniu dla wzajemnych stosunków i światowej motoryzacji.

Pragnę podkreślić, że to dochodzenie w sprawie subsydiów państwowych to typowy przykład protekcjonizmu -  przekonuje rzecznik chińskiego MSZ Lin Jian. Taki oto jest powód nakładania ceł na elektryczne pojazdy importowane z Chin, a to narusza zasady wolnego rynku i handlu międzynarodowego, niszczy chińsko unijną współpracę gospodarczą i handlową oraz uderza w stabilność światowego przemysłu samochodowego i łańcucha dostaw. Ostatecznie będzie to godzić w interesy Europy - dodaje rzecznik, ostrzegając przed konsekwencjami, jeśli Bruksela się nie wycofa.  

Dla Starego Kontynentu konkurencja samochodów z Chin stanowi poważne gospodarcze zagrożenie. Unia Europejska jest wciąż największym eksporterem samochodów na świecie, a motoryzacja jest największym sektorem europejskiego przemysłu, odpowiadając za 8 proc. całego PKB i mając największe znaczenie dla Niemiec, a także dla Słowacji, Czech i Węgier. 

Opracowanie: