Czytanie jest dla mnie jedyną prawdziwą rozrywką. Chyba nawet bardziej niż film. Filmy - jak nie są po mojej myśli - to mnie męczą bardzo szybko, a książka? Przedzieram się przez nią, zaczynam ją lubić, a potem już żyję z jej bohaterami. I to jest dla mnie fascynujące spędzanie wolnego czasu" - przyznaje w Światowym Dniu Książki Jerzy Stuhr w rozmowie z RMF FM.

Kamil Baleja, RMF FM: Dzisiaj Światowy Dzień Książki. Takie standardowe, banalne może pytanie, ale myślę, że z drugim, głębokim dniem: Czytać czy nie czytać, oto jest pytanie?

Jerzy Stuhr: Powiem panu, że mówi pan do człowieka, dla którego czytanie jest jedyną prawdziwą rozrywką. Chyba nawet bardziej niż film. Filmy - jak nie są po mojej myśli - to mnie męczą bardzo szybko, a książka? Przedzieram się przez nią, zaczynam ją lubić, a potem już żyję z jej bohaterami. I to jest dla mnie fascynujące spędzanie wolnego czasu.

Andrzej Mleczko mówił: Pozwólmy sobie na chwilę relaksu przy książce. Co by pan wytłumaczył słuchaczom, dlaczego warto chwycić za swoją ulubioną książkę?

To jest zanurzenie się w świecie wyobraźni proponowanym nam przez kogoś innego, przez autora. I ja chcę w tę rzeczywistość wejść, chcę żyć w niej i to mi wystarcza. Ale nie powiedziałbym, że to dla mnie jest relaks, bo to dla mnie jest współpraca z tymi bohaterami. Ja się z nimi kłócę, ja się z nimi zżywam, oceniam kobiety, które są opisane.

Ja także czytam z obowiązku, żeby wiedzieć, co się dzieje, czy coś się nie nada, żeby to zaadaptować. Czy można byłoby spektakl zrobić. Trudno mi się oderwać od takiego myślenia, dlatego często wracam do książek... Ja mogę na okrągło czytać takich autorów jak Conrad, Mann. Teraz mi się zacierają opowiadania Thomasa Manna. I już mnie ciągnie, żeby to z powrotem przeczytać, choćby sobie przypomnieć tylko parę stron. Conrad to jest taki autor, z którym mogę każdą wolną chwilę spędzać.

Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma tak wiernego przyjaciela jak książka. Czy pan się z takim poglądem zgadza?

Książka jest rodzaju żeńskiego, dlatego ja raczej bym się skłaniał, że książka to jest jakaś miłość. "Lalka" Prusa na przykład - to jest książka mojego życia. Jak miałem piętnaście, szesnaście lat to się w niej zakochałem. Mam ja do dzisiaj - zdarta potwornie stoi na mojej półce i tylko czeka na moment, kiedy do tej wiernej - już może nie kochanki - a przyjaciółki wrócę.

A co teraz pan czyta?

Pawła Huelle na przykład. To jest jakaś nieprawdopodobna wiedza, dogłębna dokumentacja okresów, których on nie mógł pamiętać nawet, bo jest za młody. Książka pt.: "Śpiewając Ogrody". Brnę przez nią z miłością ogromną. "Morfina" w ostatnich latach byłą taką książką, która też jakby odkrywała mi świat. Żeby się zagłębić, co bohater jadł w Budapeszcie, w 1941 roku... Jakie naleśniki. To już naprawdę trzeba mieć dobrze udokumentowane. I to podziwiam, ponieważ sam często w filmach, najwięcej czasu trawię na dokumentację, żeby było dobrze, wiarygodnie. Abyście państwo uwierzyli w ten świat.