Rząd kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska postanowił wznowić dochodzenie w sprawie policjantów, którzy użyli paralizatorów przyczyniając się do śmierci Roberta Dziekańskiego. Decyzję podjęto tuż po publikacji raportu emerytowanego sędziego Thomasa Braidwooda. Komisja pracująca pod jego kierownictwem uznała, że użycie tasera wobec Polaka, w październiku 2007 roku, było nieuzasadnione.

Raport został sporządzony dla rządu prowincji Kolumbia Brytyjska. Komisja opisała w nim okoliczności śmierci Polaka i oceniła postępowanie czterech policjantów.

Wcześniejsze dochodzenie w sprawie działań funkcjonariuszy Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej zostało umorzone w 2008 r. Podczas konferencji prasowej sędzia Braidwood uchylał się od odpowiedzi na pytania, czy uważa wznowienie śledztwa za uzasadnione. Jednak niedługo po prezentacji raportu prokurator generalny Kolumbii Brytyjskiej Mike de Jong poinformował o ponownym otwarciu dochodzenia. De Jong powiedział telewizji CBC, że decyzja zapadła w związku z bardzo istotnymi ustaleniami raportu.

W raporcie znalazły się także zalecenia dotyczące przyszłych zasad pracy policjantów. Komisja proponuje stworzenie specjalnego cywilnego urzędu, który miałby prowadzić postępowania w sprawach ewentualnych przyszłych przypadków śmierci czy poważnych obrażeń będących wynikiem działalności policji. Obecnie struktury policji konnej same prowadzą takie śledztwa. Szefem proponowanego urzędu miałaby być osoba, która nigdy nie pracowała w policji.

Ambasada Polski w Ottawie wydała oświadczenie, w którym z zadowoleniem odniosła się do raportu komisji. Uważamy, że rezultaty pracy komisji powinny mieć ciąg dalszy. Uważamy, że sąd karny prowincji Kolumbia Brytyjska powinien na nowo ocenić swoją decyzję z 12 grudnia 2008 roku i wznowić postępowanie karne, lub też do sprawy powinien zostać oddelegowany specjalny prokurator - podkreśla ambasada w swoim stanowisku.

14 października 2007 roku emigrant z Polski Robert Dziekański zmarł na lotnisku w Vancouver, kiedy funkcjonariusze policji użyli paralizatora, żeby go obezwładnić. Jak wynikało z nagrania, które jeden ze świadków wydarzenia zarejestrował na lotnisku swoim telefonem komórkowym, Dziekański wprawdzie zachowywał się dość gwałtownie (po długim locie i dziesięciu godzinach oczekiwania na skierowanie do właściwej części lotniska), jednak w niczym nie zagrażał policjantom.