Kanadyjska Królewska Policja Konna zawiodła na wielu poziomach - przyznał jej szef William Elliot po publikacji raportu w sprawie śmierci Roberta Dziekańskiego na lotnisku w Vancouver. Zaznaczył, że funkcjonariusze nie poświęcili wystarczająco dużo czasu, by rozładować napięcie i nie zapewnili wystarczającej opieki Polakowi.

W moim własnym imieniu i w imieniu Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej chciałbym jeszcze raz przekazać nasze szczere kondolencje pani Cisowskiej w związku ze śmiercią jej syna Roberta i bezwarunkowo przeprosić za rolę, jaką Kanadyjska Królewska Policja Konna - w tym jej poszczególni przedstawiciele - odegrali w jego tragicznej śmierci - napisał Elliot w komunikacie. Zapewnił, że od tego czasu w policji zostało wprowadzonych wiele zmian, w tym nowe zasady dotyczące użycia paralizatorów.

Wczoraj został podany do wiadomości publicznej 470 stronicowy raport, który komisja sędziego Braidwooda sporządziła na zlecenie rządu kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska. Tytuł raportu, "Dlaczego? Tragedia Roberta Dziekańskiego" nawiązuje do ostatnich słów, które Polak zdążył wypowiedzieć przed śmiercią, do której przyczyniło sie pięciokrotne użycie paralizatora przez policjantów.

14 października 2007 roku Robert Dziekański, po wielu godzinach oczekiwania na lotnisku w Vancouver, kiedy nikt nie pomógł mu w znalezieniu drogi do hali przylotów, zmęczony i zdenerwowany zniszczył m.in. komputer. Chociaż Polak zachowywał sie spokojnie, wezwani do niego policjanci kilkakrotnie razili go paralizatorami. Dziekański zmarł. Na początku kwietnia tego roku policja przeprosiła jego matkę, zawarła też z nią ugodę.