Uwaga brytyjskich mediów znowu skupia się na premierze Borisie Johnsonie. Okazuje się, że od 15 lat jego numer telefonu dostępny był w internecie. Politycy zazwyczaj dbają o swoją prywatność. Między nimi a obywatelami pojawia się cała armia sekretarzy i PR– owców. Możliwe, że pozostawienie numeru komórki premiera w przestrzeni publicznej było zwykłym przeoczeniem, ale jego skutki mogą być poważne.

Numer prywatnej komórki Borisa Johnsona pojawił się w stopce komunikatu prasowego, gdy był on niższej rangi ministrem w gabinecie cieni partii Konserwatystów. Nikt go jednak nie usunął, gdy został szefem dyplomacji, a w końcu premierem. Johnson wciąż używa tego samego numeru.


Downing Street  zaprzecza, jakoby zignorował prośby, aby go zmienił. Komentatorzy łączą te doniesienia z oskarżeniami, jakie padły ostatnio pod adresem premiera o nadmierne udostępnienie swego numeru telefonu, poddawanie się lobbingowi i nieoficjalne kontakty z biznesmenami, którzy załatwiali z nim interesy wysyłając informacje tekstowe na jego prywatną komórkę.

Publiczna wiedza o prywatnym numerze premiera rodzi także inne obawy. Obserwatorzy zaznaczają, że politycy, którzy zaniedbują obowiązek chronieni swych danych, z łatwością mogą się stać obiektem ataku obcego wywiadu lub grup przestępczych. Beztroska premiera w tym wglądzie jest - ich zdaniem - niepokojąca.

Nie jest to aktualnie największy problem Borisa Johnsona. Specjalna komisja zbada jego finansowe zobowiązania. Według niepotwierdzonych doniesień, możliwe, że premier skorzystał z pieniędzy zamożnych darczyńców, którzy wspierają jego partie Konserwatystów, płacąc za remont mieszkania na Downing Street. Boris Johnson temu zaprzecza, twierdząc, że osobiście uregulował rachunek. Pytanie, czy zrobił to od razu, czy może zwrócił jedynie dług, gdy okazało się, że kwestia kosztów remontu wyszła na jaw i zaczęła wzbudzać kontrowersje.

Opracowanie: