Zbyt ostrożna polityka zagraniczna prezydenta USA Baracka Obamy w Syrii przyczyniła się do ekspansji dżihadystów w Syrii i Iraku - oceniła była sekretarz stanu Hillary Clinton. Jej zdaniem Stany Zjednoczone nie pomogły przy budowie "wiarygodnej siły bojowej złożonej z ludzi, od których zaczęły się protesty przeciw (prezydentowi Syrii Baszarowi) el-Asadowi - byli wśród nich islamiści, byli zwolennicy świeckiego państwa, były wszystkie możliwe opcje - a to sprawiło, że powstała ogromna próżnia, którą wypełnili dżihadyści" - oceniła Clinton.

W swoich wspomnieniach "Hard Choices" (trudne wybory) była szefowa amerykańskiej dyplomacji (w latach 2009-2013) pisze, że w administracji Obamy była zwolenniczką większego zaangażowania USA na rzecz syryjskiej rebelii - przypomina "The Atlantic". Choć chwaliła prezydenta za "niewiarygodną inteligencję" i rozwagę oraz ze zrozumieniem wypowiadała się o złożoności decyzji, które musiał podejmować amerykański prezydent, Clinton dała również do zrozumienia, że uważa jego politykę zagraniczną za zbyt zachowawczą.

W wywiadzie udzielonym "The Atlantic" była pierwsza dama kilkakrotnie mówiła, że USA czasami sprawiają wrażenie, jakby wycofywały się z światowej areny. Nalegała, że w polityce zagranicznej USA mogą znaleźć złoty środek między "wojowniczą postawą" kojarzoną z polityką zagraniczną Republikanina George'a W. Busha a odmową zaangażowania. W jej ocenie obecne wydarzenia na Bliskim Wschodzie pokazują, że ugrupowania dżihadystyczne mogą zagrozić Europie i USA. Dżihadyści nie zostają na zajętym już terytorium, oni dążą do ekspansji. Istnieją po to, by walczyć z Zachodem, krzyżowcami, czymkolwiek innym - a każdy z nas podpada pod którąś z tych kategorii - podkreśliła.