80 osób z zarzutami, 33 po prawomocnych wyrokach za drobne przestępstwa. Tak wyglądał 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego w dniach poprzedzających katastrofę pod Smoleńskiem - pisze "Gazeta Wyborcza". Chodzi o wyłudzanie - od 1997 r. - diet na zagraniczne delegacje i zwrotu należności za fikcyjne noclegi w hotelach.

Gdyby poinformowano nas o tych wyrokach, musielibyśmy odebrać skazanym i oskarżonym żołnierzom certyfikaty dostępu do informacji niejawnych. I tym samym uziemić cały pułk, powiedział "GW" oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

Sprawa dotyczy drobnych przestępstw, m.in. wyłudzania diet na zagraniczne delegacje i zwrotu należności za fikcyjne noclegi w hotelach. Dieta zagraniczna to ok. 40 euro za dobę; zwrot za dobę w hotelu to 150 euro. Wyroki zaczęły zapadać w 2008 r., ostatnie orzekano tuż przed katastrofą.

Kwoty nadużyć nie były duże - od kilkuset do 2 tys. dol. Pokazywały raczej wstydliwą stronę życia elity naszych pilotów, niż dowodziły wielkich przestępstw. Ale skutki postępowania mogły zniszczyć im kariery - tłumaczy nasz rozmówca z MON.

Były dowódca pułku w rozmowie z dziennikarzami kpt. Tomasz Pietrzak uważa, że podobne rzeczy dzieją się także w innych pułkach, w MON. A co z dietami europosłów? O tym piszcie - dodaje.

Dlaczego w pułku wyłudzano diety? - pyta gazeta. Mimo wysokich kwalifikacji zarobki pilotów tej jednostki nie są wysokie. Dostają 5 tys. zł na rękę plus dodatki. Dla porównania - w lotnictwie cywilnym tej klasy piloci zarabiają ok. 20 tys.