Kary od 8 do 12 lat więzienia wymierzył bydgoski sąd pięciu sprawcom mordu dokonanego dwa lata temu w podbydgoskim Janowie. Mężczyźni zakatowali wówczas recydywistę, który utrzymywał intymne kontakty z nieletnią mieszkanką wsi.

Jak podkreślił sędzia Krzysztof Noskowicz, w państwie demokratycznym nie ma przesłanek do usprawiedliwiania jakiegokolwiek samosądu. Sprawa jest ponura, jak każdy samosąd - dodał sędzia.

Ofiarą zbrodni padł w czerwcu 2008 roku 46-letni Andrzej W., dawny mieszkaniec podbydgoskiej wsi Janowo. Mężczyzna trzy lata temu uwiódł 13-letnią dziewczynę z tej wsi, za co został skazany na 10 miesięcy więzienia, miał też zakaz zbliżania się do nastolatki.

Po odsiedzeniu wyroku Andrzej W. dwa lata temu pojawił się w Janowie i mimo sądowego zakazu znów zaczął spotykać się z 15-letnią wówczas dziewczyną. Po kilku dniach pięciu mieszkańców osady - krewnych nastolatki i znajomych jej rodziny - postanowiło pozbyć się intruza. O zmroku odnaleźli Andrzeja W. na skraju wsi, skatowali go na śmierć kijami, tasakiem i metalowymi prętami. Zwłoki zostawili na poboczu drogi. Policję wezwała nastolatka związana uczuciowo z ofiarą.

Przed sądem pod zarzutem śmiertelnego pobicia odpowiadało pięciu mężczyzn w wieku od 17 do 37 lat: Przemysław S., Sylwester K., Piotr D., Andrzej N. i Remigiusz N. Tylko Przemysław S. przyznał się do pobicia Andrzeja W.

Przemysław S., który jako pierwszy uderzył ofiarę, otrzymał wyrok 10 lat więzienia. Sylwester K., za ciosy wymierzone metalowym toporkiem w głowę ofiary ma spędzić w więzieniu 12 lat. Piotr D. oraz bracia Andrzej i Remigiusz N. za aktywny udział w śmiertelnym pobiciu otrzymali wyroki 10 i 8 lat więzienia.

Sąd nie miał wątpliwości, że wszyscy uczestnicy pobicia godzili się na to, że ich ofiara zginie. Wysokość kar została zróżnicowana ze względu na "aktywność" oskarżonych podczas tych tragicznych wydarzeń - zaznaczył sędzia Noskowicz.

W uzasadnieniu sąd podważył twierdzenia obrony, że ofiara od lat prześladowała wielu mieszkańców Janowa, grożąc im pobiciem i spaleniem zabudowań. Według sędziego, Andrzej W., choć "obcy" w środowisku wsi, był tolerowany dopóki miał pieniądze pochodzące ze spadku i dopiero, gdy je wydał zaczęto traktować go, jako szkodliwego intruza. Wyrok jest nieprawomocny.