Jest śledztwo w sprawie piątkowego incydentu na kolei pod Tarnowskimi Górami. Niedaleko stacji Kalety na Śląsku składy znalazły się na tym samym torze. Jeden stał przed semaforem. Z kolei maszynista drugiego w porę zatrzymał skład.

Na razie nie ma zarzutów w śledztwie w sprawie spowodowania zagrożenia kolejową katastrofą. Dyżurny ruchu z tego odcinka wstępnie przyznał się, że popełnił błąd i wysłał pociąg osobowy na niewłaściwy tor. Na razie mężczyzna, po decyzji swoich zwierzchników, nie może wykonywać żadnych obowiązków związanych z ruchem pociągów. Na tym posterunku miało być w piątek dwóch dyżurnych, ale jeden z nich kilkanaście minut wcześniej, ze względu na stan zdrowia, zwolnił się.

Już wiadomo, że pociąg osobowy jechał z prędkością 20 km na godzinę. Specjalna kolejowa komisja również zajęła się sprawą i wyjaśnia, z czego mógł wynikać błąd dyżurnego.

O krok od tragedii

W piątek tuż po godzinie 16 torem w stronę Kalet jechał pociąg towarowy. W pewnym momencie maszynista zatrzymał go. W tym samym czasie z dworca w Kaletach w kierunku Lublińca ruszył skład osobowy. Chwilę później maszynista zorientował się, że jedzie prosto w kierunku stojącego przed nim pociągu i zatrzymał skład.

Pociągi stanęły w odległości około 300 metrów od siebie. Pasażerowie składu osobowego musieli wysiąść. Z powodu remontu, ruch na tym odcinku odbywa się wyłącznie jednym torem.

(acz)