Kamery i czujniki, kilometry kabli i serwery. To dzięki nim kierowcy nie unikną kary za przekraczanie dozwolonej prędkości - ujawnia "Puls Biznesu". Co więcej, na trasie wcale nie będzie konieczna obecność policji.

Od dawna mówi się o systemie automatycznej kontroli nad ruchem drogowym, który oznacza głównie stworzenie gęstej sieci fotoradarów. Ale nie będzie to jedyny sposób na dyscyplinowanie kierowców przekraczających dozwoloną prędkość.

Operatorzy płatnych autostrad chcą też wykorzystać w tym celu urządzenia rejestrujące przejeżdżające pojazdy w dwóch punktach. Może to być np. wjazd i wyjazd z danego odcinka. Pomiar czasu przejazdu pozwoli wyliczyć średnią prędkość, z jaką samochód przebył ów dystans. Jeśli okaże się ona wyższa od dopuszczalnej, dane zostaną przekazane policji, a ta będzie mogła wnioskować o ukaranie kierowcy.

Nie ma przeszkód prawnych do uruchomienia takiego systemu kontroli prędkości. Potrzebne są tylko środki na zakup i instalację odpowiedniej aparatury. O tym rozwiązaniu myśli już GTC na trasie z Gdańska i Stalexport Autostrada Małopolska na odcinku Katowice - Kraków. Zmian nie chce wprowadzać Autostrada Wielkopolska.

Przy tradycyjnym, punktowym pomiarze prędkości kierowcy często gwałtownie hamują przed radarem, a tuż za nim przyspieszają ponownie. Wyliczanie średniej prędkości na podstawie czasu przejazdu nie powoduje takich sytuacji.

Wprowadzenia odcinkowego pomiaru szybkości nie wyklucza również Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Nie tylko na trasach szybkiego ruchu, ale także przy przejazdach przez miejscowości - czytamy w "Pulsie Biznesu".