Polsko-rosyjski kontrakt gazowy trzeba zmodyfikować - przyznaje wiceminister gospodarki, Marek Kossowski. Negocjacje w sprawie kontraktu rozpoczynają się dziś w Moskwie. Kossowski ma nadzieję, że uda się przekonać Rosjan do zmian w umowie. Polski rząd chciałby, by nasz kraj nie płacił za gaz, którego nie może odebrać lub zużyć. Dostawy gazu są bowiem bardzo duże i dużo kosztują.

Umowa na dostawy rosyjskiego gazu do Polski została zawarta w połowie lat 90. przez rządzącą wówczas koalicję SLD-PSL. Wtedy została nazwana szumnie "kontraktem stulecia". Po latach okazało się, że umowa jest wręcz niemożliwa do realizacji - dostawy są gigantyczne, drogie i płyną tylko z jednego źródła, co – jak mówią politycy różnych opcji – zagraża bezpieczeństwu energetycznemu kraju. Eksperci twierdzą ponadto, że za dwa lata możemy być z powodów technicznych niezdolni do przyjęcia zbyt wielkich dostaw. Problemem może też okazać się pusta kasa państwa, a także że gazu może być po prostu za dużo. Rządowe propozycje na rozmowy w Moskwie wydają się - z polskiego punktu widzenia - bardzo rozsądne. Zmniejszenia ilości gazu sprowadzanego w kolejnych latach może oznaczać bowiem zielone światło dla umowy gazowej z Norwegią. Rosjanie twardo obstają przy dotychczasowym kontrakcie i domagają się jego realizacji. Być może kartą przetargową będzie zgoda Polski na budowę w naszym kraju tranzytowego łącznika rurociągu biegnącego z Białorusi na Słowację. Może to jednak być zbyt słaby atut i Polacy wrócą z Moskwy z kwitkiem.

Za tydzień do Warszawy przyjeżdża prezydent Władimir Putin i prawdopodobnie wizyta ta przypieczętuje nową - oby korzystniejszą - wersję kontraktu gazowego z Rosjanami.

foto RMF

09:00