Jedno z kluczowych pytań towarzyszących zamieszaniu z lekami jest banalnie proste: dlaczego to lekarze mają potwierdzać NFZ-etowi fakt ubezpieczenia pacjenta, a nie NFZ lekarzom? To tak jakby bank, nie wydając klientowi karty kredytowej, zobowiązał właścicieli sklepów, żeby sami sobie sprawdzali, czy klient ma w ogóle konto. I domagał się honorowania wydatków z tego konta.

A przecież za ubezpieczenie odpowiadają nie lekarze, tylko Fundusz, czyż nie?

Zobowiązanie lekarzy do potwierdzenia, że ich pacjent jest ubezpieczony w NFZ, ponieważ chce tego NFZ, jest swoistym kuriozum. To NFZ dysponuje danymi, w których można to sprawdzić, nie lekarze. To NFZ od lat nie potrafi rozwiązać kwestii potwierdzania faktu ubezpieczenia online. Od dwóch lat NFZ nie wydaje już nawet książeczek ubezpieczeniowych, w których ubezpieczenie było przedłużane i można to było łatwo sprawdzić!

Pacjenci, żeby udowodnić, że nie należą do jednej setnej populacji, która nie ma ubezpieczenia, co miesiąc pobierają od pracodawców miliony druków o wdzięcznej nazwie RMUA, które służą im do potwierdzenia, że są ubezpieczeni. Opieczętowana kartka formatu A4, co miesiąc. Dlaczego?

Kiedy bodaj w czerwcu potrzebna mi była tzw. EKUZ (Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego), z takim właśnie kwitem odstałem kolejkę w miejscowym oddziale NFZ. Dzięki uprzejmości pani w okienku przekonałem się, do czego jest ona NFZ-etowi potrzebna. Otóż do tego, żeby ODE MNIE dowiedzieć się, że opłacam składkę. Bo Narodowy Fundusz Zdrowia tego NIE WIE! Urzędniczka w okienku pokazała mi w czerwcu, że system NFZ ostatnią moją składkę odnotował… W LUTYM!

W przekazywaniu składek do NFZ pośredniczy przecież ZUS. I gdzieś między tymi dwiema instytucjami mijają miesiące, kiedy NFZ nie ma pojęcia, czy jesteśmy właściwie ubezpieczeni, czy nie!

Nieudolność molochów, które nie są w stanie rozwiązać banalnej sprawy, w Śląskiej Kasie Chorych rozwiązanej już kilkanaście lat temu (przez do dziś działające karty ubezpieczenia i możliwość ich odczytywania w czytnikach u lekarzy, ZUS, NFZ czy gdzie tam sobie molochy zażyczą) woła wręcz o pomstę do nieba.

Od lat problemy NFZ, który odpowiada za ubezpieczenia przerzucane są a to na pacjenta (RMUA co miesiąc), a to na lekarzy (pojęcia nie mam, jak to mają sprawdzić, kiedy pacjent RMUA nie ma).

A NFZ rzekomo płaci i wymaga. Od wszystkich dookoła, byle nie od siebie.

Pacjenci czy lekarze wbrew powszechnym deklaracjom polityków nie mają najmniejszego wpływu na prawodawcę. Prawodawca szanuje jednak interesy nieudolnego molocha, obracającego miliardowymi sumami nieswoich pieniędzy: NFZ nie umie potwierdzić, czy pacjent jest ubezpieczony? Niech to potwierdzą lekarze - jak się pomylą, to się ich obciąży! Lekarze nie chcą potwierdzać? Niech recepty uzupełniają aptekarze - jak się pomylą, to się ich obciąży!

Co ze służącymi jako potwierdzenie ubezpieczenia wyposażonymi w czipy nowymi dowodami osobistymi? Przesunęły się o kolejny rok. Co z likwidacją comiesięcznego RMUA? Będzie je można wystawić za cały rok, ale dopiero za 2012, a więc - dopiero na początku 2013.

A na razie rządzi NFZ.