Przegrana Brazylii 1:7 w półfinale mundialu zapisała się już w historii piłki nożnej. Takiego lania na mistrzostwach "Canarinhos" jeszcze nie doznali. Co ciekawe, analizując ten mecz pod względem statystycznym, kilka razy można przypomnieć reprezentację Polski.

Niemcy jeden rekord nam zabrali, a był to rekord z naprawdę długą brodą. Otóż zanim piłkarze Joachima Loewa wbili Brazylii siedem goli, to rekordowe pięć strzelili ekipie "Canarinhos" Polacy - na mistrzostwach we Francji w 1938 roku. Cztery gole zdobył wtedy Ernest Wilimowski.

Statystycy przypominają też o pięciu golach zdobytych przez Niemców już w pierwszej połowie. Nam też się kiedyś to udało. W 1974 roku w meczu z Haiti. Dokładnie 19 czerwca. To bardzo ważne. Dzień wcześniej Jugosławia wygrała z Zairem 9:0, do przerwy strzelając sześć goli. Ale od 18 czerwca 1974 do 8 lipca 2014 nikt nie potrafił wyrównać wyniku Polaków.

Zresztą na pamiętnym mundialu w RFN w meczu z biało-czerwonymi ówczesny niemiecki bramkarz Sepp Maier musiał obronić aż osiem strzałów. Od tamtej pory jego następcy na mundialach nie mieli tyle roboty, aż do meczu z Brazylią. I Maier i Neuer zachowali w tych meczach czyste konto.

Nie można też zapomnieć o urodzonym w Opolu Miroslavie Klose. Strzelił 16 gola na mistrzostwach, w wieku 36 lat. Doświadczony napastnik dopiął swego, wyprzedził Ronaldo. Co by nie mówić, Klose i Podolski są odrobinę nasi.

Porażkę Brazylii z Polską łączy jeszcze uczucie strachu. Strachu związanego z eliminacjami Euro 2016. Będziemy musieli dwukrotnie zagrać w grupie z Niemcami. Pytanie, czy będziemy jak Brazylia czy jak Algieria. Jeszcze kilka tygodni temu chcielibyśmy grać z Niemcami jak "Canarinhos", futbol bywa jednak przewrotny i dziś na usta ciśnie się jednak inna odpowiedź.